Skok w Łazienkach i nad Pacyfik!

Posted on 1 kwietnia 2010 | 9 komentarzy

Jak nietrudno zauważyć, zmieniłem nieco wygląd strony. Mam nadzieję, że się podoba. Dostałem już kilka wiadomości z sugestiami co jeszcze można poprawić, będę starał się w miarę możliwości coś z tym zrobić, ale gdyby ktoś jeszcze chciał wyrazić swoje zdanie – z chęcią wysłucham. Mam wrażenie, że jest tu teraz bardziej przejrzyście. Po prawej stronie pojawiło się też logo Wydawnictwa Podróżniczego Bezdroża, które objęło patronat medialny nad moją ‘ekskursją’. Na stronach ich portalu będzie można przeczytać nieco skrócone wersje relacji z tego bloga. Poza tym, prawdopodobnie przybędzie trochę nowych czytelników, a co za tym idzie, także komentarzy i ogólnie może zrobi się bardziej interesująco :)

Dziś jest 1 kwietnia, czyli Prima Aprilis. Zwyczajowo robi się więc jakieś żarty i żarciki. Jako że ze mnie trochę taki  'śmieszek klasowy’ :p , myślałem trochę o tym, co by tu napisać, ale właściwie poza tym, że ‘wracam, niedługo jestem w Polsce’, nic nie przychodziło mi do głowy.. W to i tak by mi nikt nie uwierzył, więc odpuściłem sobie :] Poniżej opis kilku ostatnich wydarzeń, zapraszam do lektury :] Czytaj dalej…

Ayahuasca – roślina, która naucza

Posted on 27 marca 2010 | 14 komentarzy

Jednym z głównych powodów, dla których chciałem odwiedzić El Oriente w Ekwadorze, była właśnie ona. Nazywana Winem Duszy, Yage lub Rośliną-Nauczycielem, Ayahuasca jest jednym z najsilniejszych znanych środków halucynogennych na Ziemi. Jeśli nie najsilniejszym. Od 4 tysięcy lat używana jest przez Amazońskich szamanów, których na tych terenach nazywa się także mianem curanderoros lub ayahuasceros. Z jej pomocą wchodzą oni w trans i leczą chorych, wypędzają z nich drobne dolegliwości, ciężkie choroby i złe duchy. Mogą widzieć przeszłość, przyszłość i teraźniejszość, być w wielu miejscach na raz… Ayahuasca jest lekarstwem o tyle nietypowym, że często zażywa go nie sam pacjent, ale lekarz. Dzięki niej potrafi ‘widzieć’ chorobę w ciele chorego i poznać remedium na nie. To właśnie dzięki niej, szamani kontaktują się z duchami i uczą się od nich.. I ja też pragnąłem się czegoś od Niej nauczyć, przekonać się na własnej skórze… Czytaj dalej…

z wizytą w selvie

Posted on 25 marca 2010 | 7 komentarzy

W Quito nastąpiła w ostatnim roku mała zmiana jeśli chodzi o transport międzymiastowy. Zdecydowano się na przesunięcie terminali autobusowych do skrajnych części miasta – północnej i południowej. Wcześniej, główny terminal był położony w samym centrum Quito, w okolicy Starego Miasta i licznych hosteli, dziś natomiast z terminalu trzeba jechać ponad 1h komunikacją miejską by się dostać do najciekawszych miejsc. To utrudnienie dla turystów, ale mieszkańcy cenią sobie takie rozwiązanie, gdyż na miejskich drogach już nie ma ogromnych autobusów, powodujących ponoć niesamowite korki. Korki i tak są, ale już nie stoją w nich autokary. Trwają też pracę nad przeniesieniem lotniska poza miasto, które do tej pory znajdowało się w jego granicach. O tym wszystkim powiedział mi w samochodzie jeden z pracowników hostelu, w którym mieszkałem w Quito. Usłyszał jak się pytałem o drogę na terminal i zaoferował, że mnie podwiezie, bo niedługo akurat jedzie w tym kierunku. No i jak tu odmówić? :) Czytaj dalej…

La Mitad del Mundo

Posted on 18 marca 2010 | 4 komentarze

Z Otavalo, razem z Kevinem, pojechalismy autobusem do stolicy Ekwadoru, Quito. Jak zapewne wielu z Was wie, Ekwador znaczy tyle co rownik. Przebiega on przez ten kraj wlasnie w okolicach Quito, a dokladnie ok. 20 km na polnoc od tego miasta. Miejsce to zostalo nazwane Mitad del Mundo, co w jezyku hiszpanskim znaczy Srodek Swiata. Prosty ten jezyk, co? Ja tez sie od razu domyslilem.. :) Czytaj dalej…

Ekwador, targ w Otavalo

Posted on 14 marca 2010 | 2 komentarze

Dosc dlugo nie pisalem, takze od razu wrzucam i kolejny wpis i zdjecia, mam nadzieje, ze nie zanudzam :) Oczywiscie, aby pozostac w zgodzie z chronologia, nalezy przeczytac najpierw poprzedni wpis, zatytulowany Kawa czy Salsa (takie male, smieszniutkie nawiazanie z mojej strony do pewnego programu telewizyjnego :p).. Ale dosc juz zarcikow… za-za-zapraszam Cie do mego swiata :)

Kawa czy Salsa?

Posted on 14 marca 2010 | 2 komentarze

Szara barwa nieba zlewala sie beznamietnie z wyblakla zielenia lagodnych wzgorz pokrytych kawa. Chmury przewalaly sie dosc szybko przez nie i czasem z ktorejs chwile pokropilo. Od ponad godziny stoje juz na calkiem ruchliwym odcinku drogi Manizales – Pereira i zaden kierowca nawet nie zaszczycil mnie uwaga.. W Manizales spedzilem dwa dni, nie robiac wlasciwie nic konkretnego. Wloczylem sie po kilku uliczkach i placach, zrobilem troche zdjec i odwiedzilem pare kosciolow. Kilka razy musialem szukac schronienia w kawiarniach przed burza z piorunami, ktore zdarzyly sie dwukrotnie w godzinach popoludniowych.. Teraz jednak, wydawalo sie, ze nie mam gdzie sie schronic przed deszczem. Z pozoru niczym nie rozniaca sie od innych chmura nagle pociemniala i zaczelo lac na dobre.. Czytaj dalej…

Kolumbia da sie lubic!

Posted on 25 lutego 2010 | 7 komentarzy

Z Paipy do Tunji zabral mnie Alejandro. Mily gosc w srednim wieku, z pierwszymi oznakami otylosci. Niepozorny. Jego maly, zolty samochodzik (na poczatku myslalem, ze to taxi) mknal szybko po autostradzie, a za oknem pejzaze pozostawaly praktycznie niezmienne – lagodne wzgorza, porosniete nieco wyplowiala, zolto-zielona trawa. Gdy wsiadalem do samochodu Alexa, jak sie kazal nazywac, na fotelu pasazera zauwazylem czarna saszetke, ktora kierowca tylko jakby przesunal do siebie. Pomyslalem, ze ma tam pieniadze i dokumenty i mi zaufal od razu.. Moze w moich oczach widac, ze nie jestem jakims rzezimieszkem? – pomyslalem.. :) W Tunji, nazywanej Miastem Uniwersytetow, odebralismy jego zone z corka z pod szkoly. Gdy Alex wiozl mnie na wylotowke w strone Villa de Leyva, gdzie chcialem jechac dalej, powiedzial, ze jest policjantem, a w tej saszetce obok mnie jest… pistolet. Na wszelki wypadek. Czytaj dalej…

Pierwsze kroki w Andach

Posted on 15 lutego 2010 | 4 komentarze

Jest godzina 1030, z nieba leje sie zar, a ludzie jakby pochowali sie w sklepach, kawiarenkach i pod drzewami, slowem, wszedzie tam, gdzie jest troche cienia. Na uliczkach Malagi przemykaja tylko ci, ktorzy musza – przewaznie na motorach, a jesli ktos idzie pieszo, to szybko przebiera nogami. Ja nie czuje sie gorzej niz gdzie indziej, oprocz tego, ze koszulka jest juz cala mokra po 15 minutowym spacerze, a butelke z woda trzymam w reku i czesto z niej pije. Siedze na plecaku przy drodze wyjazdowej z Malagi. Patrze mimochodem na wyrastajace ze wszystkich stron gory – wysokie, z golymi grzbietami, wypalone sloncem, bezkresne… Od 25min nie przejechal zaden samochod i wyglada na to, ze najprostszy etap dzisiejszej trasy, tj. z Malagi do Capitanejo (ok 1h jazdy po glownej drodze) moze wcale nie byc taki prosty.
Czytaj dalej…

Bienvenidos a Colombia!

Posted on 8 lutego 2010 | 7 komentarzy

Na obslugujacym polaczenia lokalne lotnisku Albrook w Panama City jestem o 0900.  Facet w gumowych rekawiczkach, komicznie gestykulujac dlonmi, zaglada mi do plecaka. Wszystkie rzeczy mam popakowane w reklamowki, ktorych gosc widocznie nie chce otwierac.. Co to jest? Spiwor. A to? Namiot. Aha, a to? To, prosze pana, sa moje majtki. Mozesz isc. Oczywiscie i tak musialem zaplacic 5 dolarow za nadbagaz, bo ze wzgledow bezpieczenstwa, nie mozna przewozic wiecej niz 12kg. Tzn. najwyrazniej mozna, ale za to ryzyko trzeba doplacic. Tak jak sie spodziewalem, wsadzili mnie i kilka innych osob, do malego samolociku, w ktorym drzwi do kabiny pilotow sie nie domykaly, klimatyzacja dzialala umiarkowanie, a bagaznik mial pojemnosc niewiele wieksza niz w samochodach typu combi. Najwiekszym moim zmartwieniem byla jednak nieobecnosc toalety na pokladzie. Na szczescie lot trwal tylko godzine. Widoki przez male okienka robily wrazenie – na poczatku Panama City, ktora z gory sprawia wrazenie… uporzadkowanej, pod katem urbanistycznym, pozniej, budzace niepokoj, zielone ostepy prowincji Darien oraz w koncu blekitna tafla Atlantyku i rozsiane na niej wysepki Archipelagu San Blas..

Czytaj dalej…

o tym, co się działo ostatnio

Posted on 2 lutego 2010 | 20 komentarzy

 

Wciąż jestem na pokładzie s/y Luka. Straciłem już rachubę czasu, ale to już chyba ponad trzy tygodnie! Czas płynie spokojnie, ale nieubłaganie – ani się obejrzałem jest luty, a ja jeszcze w Panamie. Nie żałuje jednak nawet jednego dnia, potrzebowałem odpoczynku i spokoju oraz tego glebszego oddechu, poczucia pełnego bezpieczeństwa – 'schronienia’ przed światem zewnętrznym. Niewiele minę się też z prawdą, gdy napiszę, że otrzymałem dużo więcej – 'Dom’ wraz z jego rodzinną atmosferą. Oprócz tego, dużo się nauczyłem, nie tylko jeśli chodzi o aspekty żeglarsko i – powiedzmy – 'techniczne’, ale także te 'życiowe’. Poprzez częste rozmowy z Tomkiem zwróciłem uwagę na rzeczy, które do tej pory nie przykuwały mojej znacznej uwagi, odnalazłem w swoim dotychczasowych doświadczeniach sytuacje i pewne 'ogólne schematy’, które teraz składają się (jedne łatwiej a drugie trudniej), w jedną całość. Zrozumiałą, jasną i przejrzystą dla mnie, a jednoczenie wciaz zostalo wiele elementow do dopasowania. Na wiele swoich pytań znalazłem odpowiedź, na mnóstwo kolejnych dopiero znajdę, ale zajmie mi to być może mniej czasu, bo wiem już gdzie patrzeć i jak szukać. Nadszedł czas weryfikacji i ustosunkowania się do tego wszystkiego. Moja przygoda zaczyna się teraz na nowo, będę bardziej uważny, wiele rzeczy będzie dla mnie prostszych, a doznania, których będę doświadczał, będą takie, jakie sam sobie wybiorę. W ten czy inny sposób. Poziom mojej świadomości na pewno wzrósł i jeśli szukałem na swojej Drodze jakiejś 'Magii’ czy też raczej 'Iluminacji’ (jakkolwiek by to nie brzmiało), to tu, na Luce, znalazłem tego dużo…

W ciągu tych trzech tygodni byliśmy także na krótkim rejsie, na Archipelagu Las Perlas…

Czytaj dalej…

« newer postsolder posts »

Copyright © grand tour
bezsensu studio - fred 2010

info

grand tour jest oparty na systemie WordPress i wykorzystuje zmieniony przez autora bloga skin SubtleFlux.