Szalone La Paz i 5518-ty Powrót Słońca

Posted on 25 czerwca 2010 | 5 komentarzy

La Paz. Ponad 2-milionowy zespół miejski znajdujący się na wysokości 3,600 – 4,100 metrów nad poziomem morza. Obecnie najwyżej położona stolica świata, mimo że wyżej jest Lhasa, a konstytucjonalną stolicą Boliwii jest Sucre.. La Paz, miasto, w którym nie ma właściwie nic specjalnego. Ulokowane w kanionie, z górującym nad nim El Alto – przedmieściami rozlanymi na wyżynie Altiplano, zamieszkiwanymi głównie przez ludność Aymara. Z zakorkowanymi przez minibusiki i taksówki głównymi arteriami, wąskimi i stromymi, często jeszcze brukowanymi uliczkami, po których chodzi się z zadyszką, wymijając kolorowo ubrane cholity w melonikach i ze wspaniałą panoramą na sześciotysięcznik Illimani tuż za miastem. Ale to miasto jest szalone, ma niepowtarzalny klimat i atmosferę, którą trudno nawet zdefiniować.. Wibruje energią, przyciąga niczym magnes, a spacerując nocą w labiryncie pustych alejek czuje się, obok zapachu tłuszczu z budek z hamburgerami na rogach i walających się śmieci, także ten dziwny dotyk żółtych świateł latarni…

IMG_7037

Czytaj dalej…

Isla del Sol

Posted on 12 czerwca 2010 | 6 komentarzy

Z peruwiańskiego Puno, położonego nad brzegiem słynnego Jeziora Titicaca, na granicę z Boliwią jedzie się jakieś dwie godziny. Na spokojnie, wiedząc, że jeszcze w życiu się nigdzie nie spóźniłem :] tuż po południu wsiadłem w busik jadący na miejsce. Biura migracyjne miały być czynne do godziny 1700, więc zachowawczy wyjazd z Puno o 1300 wydawał się bezpiecznym rozwiązaniem.  Musiałem przekroczyć granicę tego dnia, by uniknąć płacenia kary za przekroczenie terminu ważności wizy i nie narażać się na dodatkowe (nie)oficjalne opłaty nakładane przez celników z tego tytułu. Aż trudno uwierzyć jak te dwa miesiące w Peru szybko zleciały.. Gdy pierwszy raz kierowca busa zatrzymał się na poboczu, a spod maski buchnął dym, pomyślałem spokojnie – „o, chłodnica”.. Właściwie nie wiem czemu to pomyślałem, bo na samochodach i mechanice nie znam się zupełnie, ale tak mi się skojarzyło z filmów, że jak dym to chłodnica.. :] Odczekałem pół godziny i ruszyliśmy dalej. Gdy zatrzymaliśmy się drugi raz, a dym wypełnił całe wnętrze autobusu tak, że trzeba było wyjść by się nie udusić, spojrzałem na zegarek i pomyślałem – „o, w dupę”. Była 1600 i ewidentnie widać było, że ten pojazd właśnie zakończył swój bieg.. Czytaj dalej…

Qoyllur Rit’i – Gwiaździsty Śnieg

Posted on 7 czerwca 2010 | 3 komentarze

Po powrocie z Machu Picchu do Cuzco, przemarznięty i z niewyjaśnioną ochotą na spróbowanie tradycyjnego, peruwiańsko-chilijskiego ;) trunku o nazwie pisco, trafiłem do małego pubu w dzielnicy San Blas. W niewielkim, zadymionym pomieszczeniu siedziało kilku ludzi, słuchając improwizujących na gitarach muzyków. Na scenę właśnie wszedł niepozorny, elegancko ubrany facet i wykonał  nieprawdopodobny numer, grając na… taborecie, na którym siedział. To był najlepszy bębniarz, jakiego miałem okazję widzieć. W przerwie, zagadał mnie siedzący obok przy stoliku, tak jak ja samotnie, facet po 40-ce. Od czasu gdy w Panamie ‘zaatakował’ mnie pewien homoseksualista, zwykle, w takich sytuacjach jestem dość ostrożny, ale tym razem chodziło o coś innego :) Zauważył naszywkę żaglowca, którą mam na ramieniu polaru i był ciekaw co to za jednostka, gdyż sam zwykł żeglować po morzu. Wywiązała się z tego całkiem interesująca rozmowa, podczas której gość opowiedział mi o pewnym religijnym „festiwalu”. Gdy słuchałem szczegółów, gdzieś głęboko w mojej głowie zaczęły dzwonić dzwonki…

IMG_5996
Czytaj dalej…

’takie tam ruiny’ czyli Machu Picchu

Posted on 2 czerwca 2010 | 12 komentarzy

Scena jak z filmu. Szeroka dolina, z wijącą się rzeką na dnie, wciśnięta pomiędzy nagie, skaliste szczyty koloru piaskowego. Gdzieś w oddali widać jakieś zabudowania niewielkiego miasta. Z nieba leje się żar, słońce w zenicie i ani jednej chmurki. Na skraju doliny przy drodze, na zakurzonym poboczu, siedzi na plecaku chłopak. Głowę ma opartą na rękach i wygląda jakby spał. Droga jest pusta i gdzieniegdzie popękany, szary asfalt doskonale kontrastuje z żółtymi pasami pośrodku jezdni. Nagle zza zakrętu słychać warkot silnika. Chłopak podnosi głowę, patrzy beznamiętnie w kierunku, skąd dobiega hałas i po chwili w polu widzenia pojawia się malutki, czerwony motorek z doczepioną budą… Czytaj dalej…

Piach w zębach

Posted on 23 maja 2010 | 3 komentarze

Na świecie co roku powstają nowe sporty ekstremalne. Niektóre z nich wydają się wyjątkowo niebezpieczne, śmieszne albo nieosiągalne dla przeciętnego człowieka. Część z nich nigdy nie zyskuje większego rozgłosu, ale inne z czasem stają czymś więcej niż tylko rozrywką kilku zapaleńców.. W dzisiejszych czasach większość ludzi wie co oznaczają terminy takie jak skimboarding, base jumping, all-terrain board czy bigfoot skiing. Słyszało zapewne też o tym, że kitesurfing można uprawiać nie tylko na wodzie, albo że istnieją ludzie-wiewiórki, latający po górach w specjalnych kombinezonach (wingsuit flying). Początki tych sportów, które dziś znane są dosyć szeroko na świecie, najczęściej sięgają kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat wstecz, a ich forma, jaką znamy obecnie, rodziła się w bólach i kontuzjach. W ostatnich latach, wiele z nich zostało spopularyzowanych przez firmy takie jak np. Red Bull, organizujące niezliczoną ilość eventów promocyjnych i wspierające najlepszych zawodników w wielu dyscyplinach. Jednym z takich sportów, który popularność zdobył nie tylko wśród garstki „ekstremalistów”, jest sandboarding.

img_5128

Czytaj dalej…

Cordillera Huayhuash

Posted on 17 maja 2010 | 11 komentarzy

Ciemno i zimno. Jest tuż przed 0500, na ulicach Huaraz nie ma nikogo. Wrzucam plecak do luku bagażowego i siadam na swoim miejscu w autokarze. Za chwile światła gasną, pojazd rusza, a ja zasypiam. Przebudzam się co jakiś czas, gdy wsiadają nowi pasażerowie – kobiety opatulone w kolorowe poncza, mężczyźni w kapeluszach, pasterze z kijami.. Po 3h autobus kończy bieg w małym Chiquian i wszyscy wysiadają. Tu kończy się asfalt. Dalej, do Llamac jedzie tylko kilka osób. „Zajmuję plecakiem” miejsce w malutkim minibusie i patrzę jak na podłogę ładowane są kartony z towarami. Ryż, jabłka, mąka… Pytam się czy zdążę skoczyć do sklepu przed odjazdem i po otrzymaniu potwierdzenia idę do jedynego w okolicy wielobranżowego, gdzie szczęśliwie znajduję małą bateryjkę do zegarka, który mi siadł poprzedniego dnia. Gdy pięć minut później wracam krew staje mi w żyłach. Minibusa nie ma. A wraz z nim mojego plecaka…

Czytaj dalej…

Orientacja w terenie

Posted on 5 maja 2010 | 5 komentarzy

Zawsze uważałem, że mam niezłą orientację w terenie. Nie chodzi mi tutaj o czytanie mapy czy znajdowanie się w górach, bo te umiejętności doskonaliłem podczas kursu na przewodnika górskiego (powiało skromnością, co? :p). Chodzi mi o taką naturalną, wrodzoną zdolność do odnajdowania się w przestrzeni, obierania mniej więcej słusznego kierunku marszu, gdy nie ma się przy sobie mapy ani kompasu. Często z tego korzystam w miastach, gdy spaceruje po ulicach, alejkach i parkach, celowo starając się zgubić w miejskim labiryncie w sposób „kontrolowany”, by potem wyjść w znanym mi już miejscu.. Jak większość facetów, nie lubię się pytać o drogę.. :)

Czytaj dalej…

Vipassana

Posted on 28 kwietnia 2010 | 11 komentarzy

Dzwonki. Jakby gdzieś daleko… Dzyń-dzyń, dzyń-dzyń, coraz bliżej i głośniej. Przekręcam się w śpiworze na drugą stronę, jednak to nic nie daje. Delikatny, ale irytujący dźwięk przybiera na sile. W ciemnościach wyciągam rękę i na szafce nocnej odnajduję zegarek. Czwarta w nocy… czy kogoś przypadkiem pogięło?! Boże narodzenie? Sanki? Rezurekcje? Święta już przecież były.. Gdzie ja w ogóle jestem? Otwieram oczy i widzę zarysy niewielkiego pokoju. Ktoś zaczyna się kręcić na łóżku obok, słychać stłumione pomruki i wygląda na to, że inni też się obudzili. Nic dziwnego, dzwonki słyszę już niemalże zza drzwi.  Po chwili znów cisza.. można iść spać, przymykam oczy i zaczynam odpływać.. To tylko zły sen. Wraz z brutalnie zapalonym, oślepiającym światłem wraca pamięć… Czytaj dalej…

Słońce pustyni

Posted on 14 kwietnia 2010 | 5 komentarzy

Po załatwieniu formalności na przejściu granicznym w La Balsie czekam aż zbierze się wystarczająca liczba osób do taksówki collectivo.. Większość Ekwadorczyków, która przyjechała tu ze mną truckiem z Zumby już dawno odjechała. Następny transport dotrze dopiero za 7h.. Na szczęście znajdują się jeszcze dwie osoby, co pozwala mi na bardziej korzystny podział kosztów za transport.. Za chwile już jedziemy po wertepach. Kierowca jeździ chyba tędy często bo osobowa toyota mknie z zawrotną prędkością, omijając największe dziury i skacząc nad tymi mniejszymi. Miejscami przypomina to bardziej offroadowe wyścigi niż cokolwiek innego. Mam wrażenie, że jestem w jakiejś samochodowej grze komputerowej, brakuje tylko zakrętów na ręcznym i kilku żyć w zapasie… Jakoś udaje mi się zdrzemnąć… Czytaj dalej…

Saraguro i droga do Peru

Posted on 13 kwietnia 2010 | 2 komentarze

Cuenca to urokliwie miasto, przez samych Ekwadorczyków uznawane za najpiękniejsze w kraju. Spacerując w labiryncie brukowanych uliczek, wśród kolorowych ścian niewysokich budynków, co chwila można natknąć się na jakiś ukryty placyk, wyrastający niespodziewanie przed oczami kościół czy przyjemnie wyglądającą kawiarenkę, w której chciałoby się choć na chwilę zagościć. Nie dziwi fakt, że starówka, zbudowana w kolonialnym stylu, wpisana jest na listę dziedzictwa UNESCO. W pogodne dni widać łagodne zbocza Andów, okalające miasto ze wszystkich stron i będących dla niego niejako tłem. No właśnie.. Tylko dlaczego przez dwa dni, gdy ja tam byłem, lało bez przerwy..? Czytaj dalej…

« newer postsolder posts »

Copyright © grand tour
bezsensu studio - fred 2010

info

grand tour jest oparty na systemie WordPress i wykorzystuje zmieniony przez autora bloga skin SubtleFlux.