idea
Dlaczego pielgrzymowanie?
„Podrozujac, w bardzo praktyczny sposob doswiadczasz aktu odrodzenia. Stajesz przed zupelnie nowymi sytuacjami, dzien przemija wolniej, przewaznie nie rozumiesz jezyka, ktorym mowia miejscowi. Zupelnie jak dziecko, ktore wyszlo z lona Matki. W takich warunkach zaczynasz przywiazywac znacznie wieksza wage do tego, co Cie otacza, poniewaz od tego zalezy Twoje przetrwanie. Stajesz sie bardziej otwarty na kontakty z ludzmi, bo wiesz, ze mogliby Ci pomoc w trudnych sytuacjach. A kazdy przejaw laskawosci bogow przyjmujesz z wielka radoscia, jakby chodzilo o wydarzenie, ktore trzeba zapamietac na calee zycie. Rownoczesnie, poniewaz wszystko wokolo Ciebie jest nowe, dostrzegasz w rzeczach wylacznie piekno i bardziej cieszysz sie zyciem. Dlatego pielgrzymki religijne zawsze byly jednym z najbardziej obiektywnych sposobow osiagniecia iluminacji. W zamian otrzymuje sie niezliczone dobrodziejstwa, ktorych zycie nie skapi tym, co o nie prosza..” – fragment z ksiazki „Pielgrzym” – P. Coelho
Pomysl tego wyjazdu narodzil sie jakies 3 lata temu, najpierw w formie cichego marzenia, potem coraz konkretniejszych wizji. Z poczatku chcialem plywac na ogromnych zaglowcach, zafascynowany polskim brygiem – Fryderykiem Chopinem, na ktorym bylem swego czasu na Szkole pod Zaglami. Dodatkowa inspiracja byly opowiesci z dawnych lat – marzylem o tym by smigac gdzies pod niebem, na rejach, poznajac przy tym swiat :) Pomysly sie zmienialy, w mojej glowie caly czas cos sie rodzilo nowego. Najtrudniejszy byl ostatni rok, podczas ktorego podjalem ostatecznie decyzje. Pomogl mi w tym Ojciec, ktory bedac dla mnie ogromnym autorytetem w wielu dziedzinach, w wyniku kilku rozmow i „wrozby” z I-CING, nakierowal mnie na pewne tory myslenia. To wlasnie od niego dowiedzialem sie co znaczy „Grand Tour” i dlaczego akurat 'pielgrzymowanie’. On tez mi podsunal mi ksiazke, ktorej fragment zacytowalem powyzej (chociaz podejrzewam, ze jakbym czytal wszystko co mi podsuwa, to bym ten rok spedzil na lekturze.. :P).
Jakies plany wyjazdu trzymalem raczej w tajemnicy, nie wszyscy o tym wiedzieli jeszcze rok temu, a im bliżej wyjazdu, tym staralem sie jak najmniej o tym mowic (nie zawsze sie udawalo…) Nie bylem pewny, czy uda mi sie ruszyc. Na szczescie mam taka mozliwosc, wiec kiedy jak nie teraz? Chcialbym ten rok spedzic tak, jak bede mogl i chcial.. Brzmi banalnie, ale tak wlasnie jest. Chcialbym tez „nauczyc” sie w pewnym sensie samego siebie, bo juz odkrylem dawno, ze slynny 'wyscig szczurow’, garnitury i praca od 8 do 20 w korporacji to ostatnie na co mam ochote. Chcialbym aby ta podroz odpowiedziala mi wiec na kilka pytan, ktore stawiam przed samym soba, nie tylko o przyszlosc jakas zawodowa czy zyciowa, ale przede wszystkim o ten aspekt „duchowy”. Szukam inspiracji.. Nie ukrywam, ze jest to jedno z wiekszych wyzwan, jakie podejmuje w moim zyciu i bardzo mi zalezy na udowodnieniu sobie kilku rzeczy. Przynajmniej na tym pierwszym etapie. Licze, ze dalej ulozy sie juz wszystko samo.
październik 2009 /slowa te pisalem tuz przed wyjazdem, za kilka godzin wychodze z domu. gdyby cos sie zmienialo w idei, dam znac :] Sama idea jest oczywiscie bardziej rozbudowana, ale nie chce tu nikogo zanudzac na poczatku :p
____________________________________________
koniec maja 2010
Za sobą mam już tysiące przejechanych kilometrów, mnóstwo przygód i doświadczeń. Byłem parę razy w górach (także tych wysokich), a w Panamie, na trzy tygodnie znalazłem schronienie na polskim jachcie. Poznałem też wielu niesamowitych ludzi i pośrednio dzięki kilku z nich, mój światopogląd zmienił się. Sporo rzeczy znalazło wreszcie właściwe miejsce w mojej głowie, a system wierzeń i wartości został przemeblowany. Jestem bardziej świadomy i czuje się dojrzalszy. Nauczyłem się też języka hiszpańskiego, co pozwala mi nawiązywać bliższe relacje z miejscowymi. Dzięki temu w znakomitej większości przypadków, począwszy już od Gwatemali, poruszam się autostopem. Na chwilę obecną jestem w połowie drogi. Zmierzam wciąż na południe, w stronę Hornu i wygląda na to, że w tej podróży ograniczę się tylko do Ameryki Łacińskiej. Ale wiem już też, że nie jest to moja ostatnia podróż tego typu. Zasmakowałem w 'życiu po drodze’. Zdaje sobie sprawę, że nomadem jeszcze nie jestem, ale są momenty, gdy tak się czuje.. Idea nadal się nie zmienia. Staram się dotrzeć głębiej niż większość turystów, których spotykam po drodze. Co nie znaczy, że czuje się jakiś wyjątkowy z tego powodu. Po prostu mam swoją wizję. Wciąż jestem tu i teraz, mimo że stosunkowo często myślę, co będzie w niedalekiej przyszłości. Ale to forma marzeń czy raczej planowania mojej życiowej drogi. Na wiele pytań już sobie odpowiedziałem, a co do reszty.. mam jeszcze trochę czasu :]
____________________________________________
początek grudnia 2009
Czy idea sie zmienila? Trudno powiedziec. Chyba nie.. Podrozuje juz od miesiaca sam, Marcin zdecydowal sie wrocic do Polski. Poszedl za glosem serca. Mnie serce trzyma tu i popycha wciaz dalej. Nie udalo sie przeplynac Atlantyku na zaglach – kiedys moze jeszcze mi sie uda..Wierze w to. Mialem nie latac samolotami, ale rzeczywistosc weryfikuje rozne rzeczy i tak sie okazalo i w tym przypadku. Lot z NYC do Monterrey wydawal sie jedyna sluszna opcjapod katem finansowym. Co do idei to wiekszosc zostaje bez zmian, tulam sie po roznych miejscach, jezdze transportem lokalnym, czasem ktos mnie podrzuci samochodem w ramach stopa. Troche nad oceanem, troche w gorach, troche wysilku, troche odpoczynku. Rok to duzo, nawet jesli to nie jest 12 miesiecy, tylko 10, to i tak sie wydaje to sporo. Sek w tym, ze mi juz zaczyna go brakowac. Nie wiem czy uda mi sie dotrzec na Cape Horn, ale z drugiej strony nie chce robic z tego podstawowego zalozenia. Jesli bede chcial gdzies spedzic wiecej czasu nie bede robil sobie z tego powodu wyrzutow. Narazie w samym Meksyku spedzilem miesiac i podejrzewam, ze moglbym tu spedzic i kolejny – tyle jest tu do zobaczenia. Ale wiem, ze gdzies tam dalej tez sa ciekawe miejsca, ktore tylko czekaja by je odkryc.. Podrozuje, poznaje nowych ludzi, jem jak miejscowi, spie w roznych miejscach – od hosteli przez gory po plaze, staram sie uczyc jezyka, jednym slowem – bawie sie tym wszystkim, doswiadczam tego co jest tu i teraz, nie planuje zbyt daleko w przod…to niesamowite uczucie..
____________________________________________
przed wyjazdem: Idea jest dosc prosta – wyruszam z Warszawy 20.10.2009 w towarzystwie Marcina Dakowskiego, kolegi, z ktorym od kilku lat zeglujemy razem. Pierwszym celem jest zachod Europy, a konkretnie Lizbona, gdzie chcemy rozpoczac poszukiwania transportu przez Atlantyk. Chcemy uniknac latania samolotami (aczkolwiek nie wykluczamy tej opcji w przypadku jakis problemow). Transport przez Atlantyk rozumiem jako lodz o napedzie zaglowym. Chcemy przeplynac przez ocean na zaglach na jachcie, na ktory zaciagniemy sie w ramach, jak to sie pieknie teraz nazywa, zaglostopu’ :D Ludzie takie rzeczy robia, podobno. Moze i nam sie uda? :) Generalnie jedziemy zupelnie w ciemno.
Dalsze plany juz sa mniej sprecyzowane, gdyz wszystko zalezy od tego, czy ta lodke znajdziemy i gdzie ew. bedzie ona plynac. W kazdym razie interesuje nas Ameryka Lacinska chyba najbardziej i tam tez prawdopodobnie spedzimy wiekszosc czasu. Chociaz tez to nie jest powiedziane.. Ja w marcu planuje pojawic sie gdzies w USA, a pozniej byc moze wrocic przez Azje? Generalnie zaczynamy z Marcinem razem, jednakze po pewnym czasie nasze drogi zapewne sie rozdziela (by byc moze skrzyzowac sie pozniej w innym miejscu?), kazdy z nas chce byc na swoj sposob niezalezny. To wszystko bedzie sie zapewne dzialo spontanicznie, „tu i teraz”, chcialbym wykorzystywac nadazajace sie okazje i nie miec specjalnych ograniczen – tylko znac jakis kierunek, ktory mnie interesuje :) Ograniczenia sila rzeczy oczywiscie sa – czasowe i przede wsz
ystkim pieniezne. O tych drugich nie bede pisal, o pierwszych moge powiedziec tyle, ze zamierzam wrocic :] Prawdopodobnie za rok.. ale nic nie wiadomo, moze bedzie to szybciej, moze troche pozniej.. Moc jest w ciaglym ruchu :)