La Mitad del Mundo
Posted on 18 marca 2010
Z Otavalo, razem z Kevinem, pojechalismy autobusem do stolicy Ekwadoru, Quito. Jak zapewne wielu z Was wie, Ekwador znaczy tyle co rownik. Przebiega on przez ten kraj wlasnie w okolicach Quito, a dokladnie ok. 20 km na polnoc od tego miasta. Miejsce to zostalo nazwane Mitad del Mundo, co w jezyku hiszpanskim znaczy Srodek Swiata. Prosty ten jezyk, co? Ja tez sie od razu domyslilem.. :)
Rano, nastepnego dnia po zameldowaniu sie w hostelu, polozonym w starej dzielnicy miasta, wyruszylismy komunikacja miejska by zobaczyc ow 'Srodek’. Zrobiono z tego tutaj nie lada atrakcje turystyczna i wlasciwie kazda wycieczka do Quito ma w programie odwiedziny tego miejsca. W Quito, podobnie jak w Bogocie i wielu innych duzych miastach Ameryki Poludniowej, transport opiera sie na liniach szybkich autobusow badz trolejbusow. Po przejechaniu dobrych kilkunastu przystankow wysiadamy w koncu na terminalu polnocnym La Ofelia. Piekne imie jak na terminal. Stad juz tylko pol godziny drogi niebieskim autobusem marki mercedes (w Ekwadorze jeszcze nie spotkalem sie ze starymi schoolbusami, pojazdy moze i sa stare ale wygladaja naprawde przyzwoicie) i oto naszym oczom ukazuje sie wysoki na trzydziesci metrow monument zwienczony kula. Cos mi podpowiada, ze jestesmy na miejscu. Dostepu na teren parku Mitad del Mundo broni kasa, w ktorej nalezy uiscic oplate wejsciowa w wysokosci 2$, co tez czynimy. I co dalej?
No wlasnie, to dobre pytanie. Co robic w parku Mitad del Mundo? Na niezbyt duzym obszarze porozrzucane sa rozne pawilony, w ktorych znajduja sie muzea. Do wiekszosci z nich dostep jest dodatkowo platny. I tak mozna np. odwiedzic planetarium, podziwiac wystawe motyli, obejrzec galerie obrazow, wejsc do muzeum etnograficznego czy rzucic okiem na niezbyt porazajace makiety dwoch ekwadorskich miast. Ciekawe okazalo sie muzeum historii pomiarow geograficznych zapoczatkowanych przez Francuzow w XVIII wieku oraz wystawa zdjec satelitarnych. Poza tym – kafejki i sklepy z pamiatkami.. Glowna 'atrakcja’ jest jednak wspomniany prostokatny monument stojacy w srodku owalnego skwerku w centralnej czesci parku. Na kazdej ze scian bryly wyryte sa litery odpowiadajace kierunkom swiata, a na ziemi namalowana jest pomaranczowa linia oznaczajaca rownik.. Dobre miejsce do zdjec i… wlasciwie to wszystko.
Slonce bylo w zenicie. To dopiero romantyczne, prawda? Byc o godzinie 1200 na rowniku.. Szkoda, ze do 21 marca zabraklo kilku dni, podobno cale Quito swietuje wtedy zrownanie nocy i dnia. Ja jednak myslalem wtedy o czyms innym. Przede wszystkim, chcialo mi sie pic, ale nie o tym.. W przewodnikach wyczytalismy z Kevinem, ze tak naprawde ten park, cala ta linia to… pomylka. Monument zostal wybudowany w latach 1979-82, ale dopiero pozniej okazalo sie, ze nastapilo nieporozumienie. Pomiary urzadzeniami GPS wykazaly, ze prawdziwy rownik przebiega prawie 250 metrow na poludnie od wczesniej domniemanej linii, a tym samym i od calej konstrukcji monumentu wraz z tabliczka z napisem Ecuador 0, 00, 00..
W miejscu 'prawdziwego rownika’ powstal natomiast inny, prywatny Park Sloneczny Intinan (Droga Slonca). Troche trzeba sie bylo go naszukac, ale zdecydowanie warto tutaj zajrzec! Niewielki teren zostal przemieniony w prawdziwa 'wioske’. Sa tutaj domy kryte sloma, lepianki, stajnie, krypty, obeliski i alejki.. Muzeum z prawdziwego zdarzenia, chociaz bardziej pasowaloby okreslenie 'skansen’. Wstep kosztuje 3$ i w cenie jest przewodnik. Wizyta zaczela sie od czesci 'amazonskiej’. Dowiedzialem sie m.in. o najgrozniejszych zwierzetach zyjacych w ekwadorskiej dzungli (uwierzycie, ze sa to zaby?) oraz zyjacych gleboko w selvie plemieniach i ich ciekawych zwyczajach. Juz kilka tysiecy lat temu ludzie zamieszkujacy te ziemie wiedzieli, ze znajduja sie na rowniku! Byli astronomami i posiadali ogromna wiedze. A co do ciekawych zwyczajow… dla przykladu w dzungli zyje kilkudziesiecio tysieczna grupa indian, wsrod ktorych do dnia dzisiejszego, kilka tysiecy mezczyzn praktykuje zwyczaj zabijania ludzi dla zdobycia mocy ich duszy. Nazywani sa Lowcami Glow. Ofierze obcinaja glowe, gotuja ja w specjalnych wywarach, a nastepnie oczyszczaja ze wszystkich kosci, zachowujac przy tym jakos ksztalt twarzy i wlosy.. Glowa, na skutek specjalnych zabiegow, zmniejsza sie do wielkosci pilki tenisowej, po czym jest wypychana kamyczkami. Potem nastepuje zaszycie wszystkich otworow, a wiec ust, uszu i oczu, a takze szyji, ktora nawleka sie na niewielki okrag. Lowcy wierza, ze to wlasnie przez te otwory ucieka dusza. Co ciekawe, nie zabijaja oni kobiet. W ich kulturze kobiety pelnia wazna role, jednak ich dusze nie maja az takiej mocy jak dusze mezczyzn. Podobno jeszcze niecale 30 lat temu byli oni sporym problemem w Ekwadorze, ale dzieki dzialaniom rzadu porzucili oni te, mozna powiedziec chyba, barbarzynskie zwyczaje. Tzn. tak jak pisalem, wiekszosc porzucila.. Sztuka preparacj przetrwala, dzieki temu, ze Lowcy moga zgodnie z prawem preparowac glowy zwierzat. Dzialania rzadu moga sie takze zle skonczyc dla innego plemienia, zyjacego na polnocno-wschodnim krancu kraju, na granicy z Peru. Odkryto tam kilka miesiecy temu rope. Indianie powiedzieli, ze zamierzaja bronic swojego terytorium, tak jak robili to przez setki lat. Slowa te moga byc nieco smieszne w ustach mezczyzn, ktorych wzrost nie przekracza 160 cm, jednak gdy w ich rekach widac prawie 4-metrowa (!) wlocznie, mozna sie nad tym zastanowic. Zasadniczo zadna wlocznia nie moze sie rownac z bronia maszynowa, wynik tej walki jest z gory przesadzony.. Najwieksza strata byloby jednak wyginiecie tego unikalnego plemienia, dlatego tez w chwili obecnej toczy sie dyskusja pomiedzy kilkoma sasiadujacymi z Ekwadorem krajami. W zamian za nie wydobywanie z serca dzungli ropy, inne kraje mialyby oddawac troche ze swoich zapasow Ekwadorowi. Sprawa pozostaje niewyjasniona, a termin rozpoczecia prac ustalono na lipiec. Zegar tyka..
Pozniej przyszedl czas na zabawy z fizyka. Na jednej z alejek narysowana byla kolejna linia oznaczajaca rownik, tym razem podobno juz prawdziwy. Zaczelismy od prob ustawienia surowego jajka na gwozdziu. Nasza przewodniczka zrobila to w 3 sekundy! Nastepnie byly eksperymenty z woda. Na stojaku ustawiony byl zlew, do ktorego wiadrem przewodniczka wlala wode. Nastepnie wrzucila do niej listki jakiegos krzewu. Po wyciagnieciu zatyczki, woda splywala do wiadra pod zlewem z rozna skretnoscia. Listki wpadaly w wir i krecily sie inaczej po polnocnej stronie i inaczej po poludniowej stronie od rownika. Mialo to obrazowac dzialanie sil Coriollisa na Ziemi (oczywiscie taka masy wody jest za mala, byla to tylko taka 'wizualizacja’). Na koniec probowalismy chodzic wzdluz linii rownika z zamknietymi oczami, stopa za stopa. Wygladalo to dosc komicznie w wykonaniu innych, ale rzeczywiscie rownowaga jest dosc zaburzona w tym miejscu. Mi sie nawet calkiem niezle szlo, na co prowadzaca powiedziala, ze musze byc na kacu.. :)
Po poludniu wybralem sie sam na spacer po miescie z aparatem. Krecilem sie glownie po bardzo klimatycznym starym miescie, ktore zostalo nawet wpisane na liste UNESCO. Urokliwe kosciolki, ladna Plaza Grande, na ulicach kobiety w melonikach, sprzedajace swietne orzeszki w polewie miodowej za bezcen… Wszedlem tez na wieze przepieknej neogotyckiej bazyliki, skad rozposcieral sie rewelacyjny widok na wyjatkowo sloneczne w tym dniu Quito. Natepnego dnia juz bylo pochmurnie, a nawet padalo. Okoliczne wzgorza ukryte sa pod gruba warstwa mgly wiec nawet zrezygnowalem z odbycia przyjazdzki slynna kolejka gondolowa TeleferiQo, wjezdzajaca na ponad 4 tys metrow, skad ponoc roztacza sie niesamowity widok na c
ale miasto i okolice..
Zamiast tego odwiedzilem nowa czesc miasta, gdzie oprocz bankow, niezbyt wysokich wiezowcow i licznych colegios, ma miejsce targ z artesanias. Targ oczywiscie jest mniejszy niz ten z Otavalo ale ceny tylko nieco wyzsze niz tam. Bardzo dobre wrazenie robia miejskie parki – zadbane, z przystrzyzona trawa, oczkami wodnymi… Niekiedy mozna natknac sie na uliczny teatr, ktory akurat zabawia zebrana publicznosc. Ja zbyt duzo nie rozumialem z tego co mowili, ale sadzac po reakcjach publicznosci byly to dobre zarty..
Ponizej troche zdjec. Mogloby byc wiecej, ale czesto wychodzilem bez aparatu, tak po prostu by wsiaknac w atmosfere albo zeby zalatwic cos. Przyznam sie tez szczerze, ze sporo czasu poswiecilem na konfigurowaniu netbooka wieczorami, wiec np. nie bylem z tego powodu na Nowym Miescie wieczorem, kiedy tloczno jest w co drugim pubie. Stare Miasto dla odmiany wydaje sie byc opuszczone wtedy, co akurat mialem okazje sprawdzic, gdy szukalem czegos do jedzenia ok. 2200. Podobno jest tez niebezpiecznie.
W dziale 'posluchaj to do ciebie’ zamiescilem tez cos o wspominanym w ostatnich postach przeze mnie Prawie Przyciagania (The Law of Attraction).
Jutro ruszam dalej. Mam pewien zamysl i okreslony czas, w ktorym chcialbym pojawic sie w Peru, a konkretnie w Limie. Przede mna jeszcze swieta, ktore mam nadzieje spedzic gdzies w ciekawym miejscu.. Kieruje sie wiec na poludnie, ale wyglada na to, ze wybiore inna droge, niz poczatkowo zamierzalem. Nie jade wiec na Cotopaxi (5897 m npm), drugi najwyzszy szczyt Ekwadoru. Powodow jest kilka, wsrod ktorych chyba glownym jest dosc niestabilna sytuacja pogodowa. Trekingi jakies na pewno bede chcial zrobic w Peru, a tymczasem chyba poszukam kogos lub czegos w bardziej 'lesistych’ okolicach.. :) Ale jak mowia slowa pewnej piosenki – ’wszystko sie moze zdarzyc...’
PS. („… wielkie odkrycie!! Jasne, ze ku..a, ze wszystko sie moze zdarzyc!”) :)
4 komentarze to La Mitad del Mundo
od teraz jestem wreszcie na bieżąco dlatego dopiero moge tu pisac, gratuluje zdobycia równika i dalej do przodu, do ods jeszcze daleko ;]
a ja czekam i czekam…
pauzy za długie!;)
pozdro!
Kamilu, Twoje zyczenie jest dla mnie rozkazem :))
bo siła sprawcza – wola milionów czytelników, też tutaj działa!;)
dzięki!;)