Ayahuasca – roślina, która naucza
Posted on 27 marca 2010
Jednym z głównych powodów, dla których chciałem odwiedzić El Oriente w Ekwadorze, była właśnie ona. Nazywana Winem Duszy, Yage lub Rośliną-Nauczycielem, Ayahuasca jest jednym z najsilniejszych znanych środków halucynogennych na Ziemi. Jeśli nie najsilniejszym. Od 4 tysięcy lat używana jest przez Amazońskich szamanów, których na tych terenach nazywa się także mianem curanderoros lub ayahuasceros. Z jej pomocą wchodzą oni w trans i leczą chorych, wypędzają z nich drobne dolegliwości, ciężkie choroby i złe duchy. Mogą widzieć przeszłość, przyszłość i teraźniejszość, być w wielu miejscach na raz… Ayahuasca jest lekarstwem o tyle nietypowym, że często zażywa go nie sam pacjent, ale lekarz. Dzięki niej potrafi ‘widzieć’ chorobę w ciele chorego i poznać remedium na nie. To właśnie dzięki niej, szamani kontaktują się z duchami i uczą się od nich.. I ja też pragnąłem się czegoś od Niej nauczyć, przekonać się na własnej skórze…
Ayahuasca nie jest narkotykiem. Nie występują negatywne konsekwencje zdrowotne, nie uzależnia, a wręcz przeciwnie, mówi się, że pomaga w walce z uzależnieniami. Dziś w Ameryce Południowej istnieją nawet chrześcijańskie wspólnoty, zwane Kościołami Ayahuaskowymi, w których przyjmuje się komunie pod postacią Yage. Często przygarniają narkomanów i pomagają im. Ayahuasca wyzwala świadomość i pozwala spojrzeć na wiele rzeczy z innej perspektywy. . Umożliwia Oświecenie. Czytałem trochę artykułów i informacji na jej temat. Niektórzy porównują ją do rajskiego Drzewa Poznania Dobra i Zła, inni widzą w niej Napój Bogów, używany w starożytnych cywilizacjach, m.in. w Indiach i i Egipcie – zainteresowani na pewno sami dotrą do odpowiednich źródeł.. Jednak zapewne dla przeważającej większości jest to kolejny wymysł, umożliwiający ‘niezłe tripy’. Niestety, stało się to poważnym problemem w Ameryce Południowej, a ostatnio także w USA i Europie, gdzie w przeciągu kilkunastu lat namnożyło się wszelakiej maści pseudo-szamanów, którzy podają Yage rozentuzjazmowanym turystom i innym poszukiwaczom mocnych wrażeń i to w dodatku za niemałe pieniądze. Ayahuasca to dziś biznes i kolejne źródło dochodu, ale patrząc na to, jak żyją ludzie w dżungli… jak się żyje w ogóle w tych krajach, to nie ma się co temu dziwić ani tego potępiać… Zagrożeniem jest nie tyle przedawkowanie i śmierć, bo o takich przypadkach się nie słyszy, ale psychiczne szkody, jakie może wyrządzić przyjmowanie Rośliny bez odpowiedniego przewodnictwa duchowego i należytej opieki.
Mi zależało przede wszystkim na autentycznym doświadczeniu i zadaniu Roślinie kilku osobistych pytań… Będąc w Tenie, nawiązałem kontakt z pewnym młodym Czechem, który dwa lata temu, zafascynowany szamanizmem, opuścił swój kraj i udał się do Ekwadoru by studiować techniki u tutejszych mistrzów. Zaaranżowanie całej ceremonii trwało trzy dni, ale miałem pewność, że nie będzie to ‘turystyczna atrakcja’. Szaman miał być potężny, a Yage mocna i przygotowana wg wszelkich tradycyjnych nakazów. Jak już powiedziałem Ayahuasca jest rośliną, a konkretnie rosnącym w dżungli pnączem. Posiada bardzo silne właściwości przeczyszczające, dlatego uważa się, że ‘oczyszcza’ organizm z niepotrzebnych związków i pasożytów. Składnikiem powodującym halucynacje są liście krzewów Chakruny lub Chalipongi. Już sam fakt, że z tak ogromnej liczby roślin w dżungli, udało się znaleźć takie połączenie, jest co najmniej interesujący.. Fragment liany rozbija się na miazgę, liście krzewów się kruszy, a następnie gotuje razem przez 10 godzin. Brzmi dość prosto ale raczej nie polecam próbowania samemu, to nie jest program ‘gotuj z szamanem’. Tak przygotowany, gęsty i paskudny w smaku wywar pije się w niewielkich ilościach podczas seansu. Efekty zaczynają się po 15-30 minutach od wypicia, towarzyszą im częste wymioty, czasem rozwolnienie i trwają, w zależności od kilku czynników, nawet do kilku godzin (~4-6h tyle średnio trwa ceremonia, choć nie ma reguł).
Poniżej znajduje się opis seansu, tak, jak wyglądał on z mojego punktu widzenia. Nie zawiera drastycznych scen, ale jeśli ktoś nie jest tym zainteresowany, uważa to za śmieszne itd., to jest to dobry punkt by zakończyć lekturę… Żeby nie było, że nie ostrzegałem :]
______
Jest już ciemno. Siedzimy we czwórkę na deskach przy delikatnie żarzącym się, malutkim ognisku na podwórku jednego z niczym nie wyróżniających się domów, położonych na skraju dżungli, pół godziny od Teny.. Oprócz mnie i Czecha, nazwijmy go Janem, jest jeszcze jego rodaczka, lekarka medycyny wschodniej oraz jeden trzydziestoletni Francuz, który z Ayahuascą ma do czynienia już od trzech lat. Jan mieszka u rodziny szamana i uczy się od niego. To miejsce dla niego jest tutaj domem.
Rozmawiamy po angielsku, budujemy podstawową nić znajomości, która ponoć jest ważna przy rytuale. Szaman przygotowuje się w swoim domu. Aby lepiej ‘połączyć się z Ziemią’ i duchami, jeszcze przed Ayahuaską pijemy kolejno tytoń. Pije jako trzeci. Na otwartą lewą dłoń wylewam niewielką ilość brązowej wody z małego, okrągłego pojemniczka, w którym zanurzony jest naturalny tytoń. Czuję jego charakterystyczny zapach. Tak jak poprzednicy, podnoszę dłoń do nosa i wciągam płyn lewą dziurką natychmiast odchylając głowę do tyłu. Krople ściekają mi do gardła, powodując kilka kaszlnięć. To samo powtarzam z drugą ręką i dziurką. Tytoń jest mocny i drapie w gardle na początku, a z oczu ciekną łzy. Nie jest to przyjemne. Po chwili wydmuchuje nos, spluwam i jest już lepiej. Trochę tylko ‘kręci’. Następnie kładziemy się wokół żaru i oddajemy każdy swoim myślom. W ciemnościach widzę jak chuda sylwetka Jana, wstaje i wyciąga z sakwy jakby menażkę. Małą pałeczką uderza w nią i z misy wydobywa się cichy dźwięk gongu, przywołującego na myśl tybetańskie klasztory i mnichów w czerwonych szatach. Dźwięk, niski i przyjemny, zaczyna wibrować. Pałeczka zatacza kręgi po krawędziach misy, tak jak palcem można czasem wydobyć dźwięk z kieliszka. Jan okrąża ognisko, a potem każdego z nas po kolei ‘energetyzuje’, przesuwając misę nad naszymi leżącymi ciałami, od głów po stopy. Gdy skończył, zapytałem się, co to było. Odparł, że jest to ponad 300-letnia, Śpiewająca Misa z Nepalu, którą dostał od przyjaciela, by ‘pomagać innym’. Jej dźwięk niesie pozytywną energię i dodaje sił strudzonym.. Używa tego, by ‘chronić’ miejsce ceremonii i nas, przed złymi duchami.
Przed 2200 szaman zaprosił nas do zadaszonego pomieszczenia za ogniskiem, gdzie jego dwaj synowie przygotowali już miejsce dla niego i dla nas. Szaman przedstawił się jako Ruiz, ma 57 lat i praktykuje od 45 lat. Wytłumaczył jak będzie przebiegała ceremonia i co może się zdarzyć. Gdy wszyscy zrozumieli, założył na głowę koronę z piór, a na goły tors zarzucił bogaty naszyjnik z korali. Następnie wypowiedział kilka zaklęć nad dzbankiem z ayahuasca i polecił młodemu synowi nalać pierwszą porcję. Przesunął rękę kilkukrotnie nad malutkim kubeczkiem mamrocząc coś pod nosem i podał go mi. Wypiłem szybko, jakbym pił wódkę, przez co uniknąłem wątpliwej przyjemności smakowania substancji. Podano mi herbate guayusa, której pierwszy łyk, po przepłukaniu ust i gardła, należy wypluć na ziemie, a dwa kolejne połknąć. Szaman wypił na końcu, po czym kazał zgasić jedyną, stojącą w rogu pomieszczenia, �
�wieczkę. Zapadła kompletna ciemność. Starałem się odprężyć i skoncentrować na swoich myślach. Sprawdzałem co jakiś czas godzinę. Po 15 minutach siedzący obok mnie Francuz wstał i wyszedł. Chwile później dało się słyszeć ciężkie wymioty. Ja, zgodnie z zaleceniami postu od Jana, poza dużą paczką herbatników, praktycznie od rana nic nie jadłem. Czułem się zupełnie normalnie. Wrócił Francuz. Moje oczy zdążyły się już przyzwyczaić do ciemności i widziałem jego bladą, skropioną potem twarz, gdy usiadł obok mnie. Mrugał dziwnie oczami, a w końcu zwinął się w kłębek i położył głowę na kolanach zakrywając ją rękami. Potem wstał szaman i odprowadzany przez swoich synów, udał się do kibla… Czyżby na mnie nie działało? Jednak w pewnym momencie zamknąłem oczy i zauważyłem, że widzę gwiazdki, a ciemność jakby pojaśniała nieco.. Poczułem nagły napływ krwi do mózgu, przeszła mnie fala przyjemnego mrowienia i zacząłem wyraźnie widzieć słońca. Kręciły się, wirowały w około mnie, świeciły jasnym, ciepłym światłem – na przemian żółtym, pomarańczowym, jasnozielonym. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ich widok sprawiał mi radość… Przez kilkanaście minut obserwowałem różne wzory, które pojawiały się moich myślach. Przypominały różne symetryczne figury i wstęgi, czasem sprawiały wrażenie ‘matematycznych’, innym razem ‘ożywały’, falowały nieregularnie, by zaraz potem zmienić się w kształty przypominające jakby modele DNA złożone z małych węży czy pajęczyn. Po jakimś czasie zauważyłem, że Ruiz wrócił i położył się na ławce obok. Moje uszy zaczęły rejestrować dźwięki instrumentów, na których grał. Najpierw było to basowe, nieco brzęczące brzmienie, jakby tubalnego instrumentu, którego nigdy wcześniej nie widziałem, ani nie słyszałem. Wizje zmieniły barwę, teraz były w kolorach ciemnobrązowych, pojawiły się niby to klastry miodu, po których poruszały się małe pszczoły z dużymi głowami. Później rozległa się piszcząca melodia, którą szaman wydobywał z cienkiego fleciku. Momentalnie kolor moich myśli zmienił się na żółto-zielony i miałem wrażenie, że widzę każdy gwizd, każdy ton, który płynie w przestrzeń. Ich kształt był podłużny i cienki, spływały w dół, niby to serpentyny spadające w powietrzu, wiły się jak węże, które zresztą zacząłem w nich dostrzegać po pewnym czasie. Na koniec szaman, cały czas leżąc, zaczął grać na harmonijce. Nie była to żadna konkretna melodia, albo może żadna, którą bym znał, jednak sam na harmonijce próbuje grać i ten instrument darzę ogromną sympatią. Na moment wizje ustały, gdy próbowałem się wsłuchać w dźwięki, ale potem w mojej głowie eksplodował kolor niebieski.. Zobaczyłem na tle nieba skrzydła, z początku nieruchome, zupełnie takie, jak na moim tatuażu.. Po chwili skrzydła się wydłużyły, zaczęły falować i poruszać się w rytm powiewu delikatnego wiatru, który gdzieś tam je kołysał. Na skrzydła padał złoty blask, jakby zachodzącego słońca, a gdy spojrzałem poniżej ich linii zobaczyłem góry, zalane popołudniowym słońcem, niezbyt wysokie, ale piękne i dzikie… Szaman skończył grać i na chwile wróciłem do ciała. Usiadł na swoim stołku i zaprosił mnie, żebym usiadł przed nim. Zgodnie z wcześniej otrzymaną instrukcją zdjąłem bluzę i tak samo jak on, półnagi usiadłem na mniejszym stołku. Poczułem, że coś przewraca mi się w żołądku, przez moment myślałem, że zwymiotuje, ale się powstrzymałem. Zamiast tego, nastąpił nieoczekiwany przerzut na drugą stronę, tzn. do dołu. Zobaczyłem ogromną mrówkę, która toczyła przed sobą kulę, składającą się z nieczystości. Nieprzyjemne uczucie ustąpiło. Z boku synowie Ruiza palili papieros za papierosem, by wytworzyć dym, a on zaczął zataczać kręgi wokół mnie swoją różdżką zbudowaną z liści palmowych, potrząsając nią i wydając z niej dźwięk przypominający jakby deszcz.. W pomieszczeniu było zupełnie ciemno, nie licząc migoczących żarów od papierosów i cygara. Pamiętam, że ktoś świecił mi czerwonym światłem czołówki, żebym mógł usiąść na stołku, ale mimo to, miałem wrażenie, że mój tatuaż emanuje jakimś delikatnym blaskiem.. nie zwróciłem na to większej uwagi, wpatrywałem się w korale na torsie szamana. Kręgi, które zataczał ręką, połączone z tym dziwnym dźwiękiem deszczu, zaczęły tworzyć jakby okrągły portal, niby tunel, który otwierał się między mną a szamanem. Miałem wrażenie, że płynę w nim. W pomieszczeniu unosił się gardłowy śpiew szamana, który nucił swoje pieśni zwane icaros. Melodyjne i… ciepłe. Ich zadaniem jest 'naładowanie mocą przedmiotu, płynu lub osoby. Uderzał delikatnie różdżką z liści w moją głowę, a ja przymknąłem oczy i ujrzałem dziwne stwory, podobne do mrówek, z ogromnymi szczękami, które szczerzyły się do mnie. Po chwili wróciły do wyrywania jakiegoś mięsa. Nagle zrozumiałem, że są wewnątrz mnie i oczyszczają moje ciało z jakiś toksyn, które się przyczepiły do ścian mojego ciała.. Dziwne, ale poczułem sympatie i… wdzięczność w stosunku do nich. Szaman wstał i powiedział, żebym nie otwierał oczu. Usłyszałem jak bierze łyk z jakiejś butelki, po czym plunął na mnie z góry rozpyloną cieczą. Poczułem silny zapach alkoholu i ziół o nawet przyjemnej woni. Rozsmarował ciecz po całym moim torsie swoją palemką i kazał otrzeć twarz rękami. Następnie usiadł i rozpylił ciecz ponownie w kierunku moich dłoni, najpierw na prawą, a potem na lewą. Złączył je i kazał tak trzymać. Swoje lekarstwo rozpylił jeszcze raz, tym razem na przedramiona i ramiona. Miałem wrażenie, że jest teraz w nich moc, której wcześniej nie było… fizycznie nie miałbym siły podnieść nawet swojego plecaka w tym momencie, a jednak coś czułem. Potem szaman zaciągnął się cygarem, odkaszlnął, zacharczał i stojąc, przyłożył swoją dłoń do czubka mojej głowy, a następnie chuchnął w nią przez swoją pięść. Poczułem jak po ciele rozchodzi się ciepło, od czubka głowy, gdzie była przyłożona jego ręka, aż po palce w nogach. Ponownie zacharczał i chuchnął w moje złożone jak do modlitwy ręce. Śpiewał cały czas przy tym, a później grał znów na swoich instrumentach, podczas gdy ja byłem daleko…
Nie wiem ile to wszystko trwało, pół godziny, 45 minut? Gdy skończył czułem się… inaczej. Jakbym właśnie wyszedł z sauny i oddychał świeżym powietrzem. Najpierw poszedłem do toalety by wypróżnić się, a później zobaczyłem, że ktoś leży w trawie na wznak.. Kilka metrów dalej położyłem się tak samo. Noc była ciepła, a na niebie widać było gwiazdy. Poczułem, że przywieram do Ziemi, całym sobą, wtapiam się w nią. Leżałem z otwartymi oczami wlepionymi w niebo i coś mi mówiło, że ‘jestem częścią tej planety, tak jak wszystko, co na niej jest, wszyscy ludzie, zwierzęta, rośliny…’. Nie taki bełkot, raczej jakbym zaczynał coś rozumieć bez wcześniejszego czytania o tym, coś tak jasne, że nie może być w ogóle inaczej. Zobaczyłem, jak Ziemia obraca się, ze mną, takim malutki punkcikiem gdzieś na niej, czułem ten ruch. ‘Wszyscy jesteśmy tacy sami, pochodzimy z jednej i tej samej energii, jesteśmy połączeni’.
Leżałem przez jakiś czas w dość wysokiej trawie, którą ‘czesałem’ dłońmi. Nie przeszkadzało mi, że chodzą po mnie mrówki i nie wiadomo co jeszcze. Słuchałem dźwięków dżungli dochodzących zza ciemnej ściany lasu. Ani przez moment nie bałem się, byłem przepełniony jakąś miłością i spokojem. Postanowiłem się przejść w około ogniska, po takiej małej polance. Kroki stawiałem wyjątkowo delikatnie, wręcz jakbym chciał pogłaskać stopą trawę, zanim stanę i przeniosę ciężar ciała na nogę. Wróciłem do ogniska i położyłem się na deskach. Żar w ogni
sku delikatnie się tlił i po drugiej stronie zobaczyłem dziewczynę z Czech, która medytowała uprawiając jogę. Zacząłem myśleć o pytaniach, które przygotowałem sobie na ceremonie, o tym, czego chciałbym się dowiedzieć.. Położyłem się na plecach i wtedy znów pojawiły się skrzydła i niebo.. Nagle zobaczyłem siebie, leżącego w przerażeniu, przed postacią potężnego anioła ze ogromnymi skrzydłami, ubranego w lśniący napierśnik i z mieczem w ręku.. Wyglądało to prawie jak kadr z jakiegoś filmu lub obraz biblijny. Jednocześnie w mojej głowie zaczęły się pojawiać myśli. Niby moje, ale nie pochodziły one ode mnie. Zrozumiałem, że to mój Anioł Stróż i przez niego przemawia Roślina – powiedział, że widzę go takim, jakim chce go widzieć, jakim go akceptuje, ale jego prawdziwa forma jest inna. Na potwierdzenie tych słów przemienił się w potężnego Czarownika, potem niby w jakiś czerwony totem, przypominający figury słowiańskiego Światowida, a następnie w Thora z ogromnym młotem, którym uderzył z siłą w ziemię miedzy moimi nogami, tak jak leżałem. ‘Nie bój się. Gdybyś tego potrzebował, to bym Cie przestraszył, ale tak nie jest.’ – powiedział – ‘Jestem tu po to, żeby Ci pomóc’. – Pomóc? Jak? – Byłem, jestem i będę po to, by Cię chronić. Ale dużo zależy od Ciebie samego. Chciałeś też odpowiedzi na swoje pytania.’
Dialog trwał z pół godziny, gdy w mojej głowie pojawiało się pytanie, momentalnie była już tam na nie odpowiedź. Zastanawiałem się, czy możliwe jest to, że sobie to wszystko wymyślam, ale to się działo za szybko. Czasem nie zdążyłem do końca sformułować swojej własnej myśli, problemu, a już znałem rozwiązanie. Rozmowa z Aniołem w złoto-srebrnej zbroi była najintymniejszą częścią całej ceremonii, dlatego dokładnie nie napiszę jak wyglądała nasza rozmowa. Mogę powiedzieć, że pytałem się o moje życie i przyszłość i jak mam osiągnąć swoje cele. Dostałem odpowiedź, że to, w co obecnie wierze, na teraz wystarczy i mnie zaprowadzi tam, gdzie chce. Ale muszę być otwarty, bo przyjdzie czas, że zmienię swoje poglądy i to będzie naturalna kolej rzeczy. Anioł pokazał mi w wizjach zieloną linę, niby to wspinaczkowa, niby to żeglarską. Była przerwana, jakby ktoś ją przeciął nożem, postrzępiona na końcach. Dolny fragment był krótszy, symbolizował moje życie do tej pory. Górny zaś, był moim życiem później, tym, jakim chce, żeby było. Tam, gdzie lina była przecięta, kotłowała się masa srebrzystych nici – wyglądały jak malutka galaktyka, albo kłębowisko świetlistych węży zawieszone w przestrzeni, między porwanymi końcami. Anioł powiedział, że czeka mnie trudny moment i od tego jak się zachowam, jakie decyzje podejmę, zależy którą drogą trafię do tej drugiej części liny-mojego życia i jak ono dokładnie będzie wyglądało. Pierwszy raz na poważnie przestraszyłem się tych słów. Pomyślałem o najgorszych rzeczach, ale pojawił się uspokajający głos, że to nic ‘z tych rzeczy, nic, z czym nie mógłbym sobie poradzić. Pokazał jak liny się do siebie zbliżają, a kłębowisko jaśnieje, następuje mały wybuch i liny się stapiają w jedną. Jednak są pewne warunki, o których Anioł Stróż mi powiedział mniej lub bardziej ogólnikowo. Chce, żebym zachowywał się w pewien konkretny sposób. Nie chciał zdradzić, co mnie czeka. Zostałem na moment sam. Na zegarku było grubo po północy..
Jakiś czas później podszedł do mnie Jan i zaproponował kolejny kubek Ayahuaski. Szaman zmęczył się i śpi, bo ostatnie dwa dni prowadził bardzo trudne i wyczerpujące rozmowy z przedstawicielami kilkunastu plemion Indian. W obliczu zagrożeń związanych z wydobyciem ropy w dżungli i kilku innych, muszą oni wszyscy zacząć działać wspólnie. Już to pokazuje, że Ruiz to nie byle kto..
Gdy wypiłem kolejny kubek Aya po raz kolejny musiałem odwiedzić kibel. Tym razem czułem się już trochę zmęczony. Zabrzmi to śmieszne, ale głos wewnątrz mówił mi co mam robić, na co spojrzeć, na co uważać, żebym się nie potknął. Gdy wróciłem do ogniska i położyłem się przy ogniu zobaczyłem wizje smoków, głównie czerwonych i zielonych, ziejących ogniem, ich pyski pełne kłów, łuski i oczy z pionową źrenicą. Ale miały one w sobie coś dostojnego. Nie chciały mnie przerazić, tylko pokazać.. że są, że istnieją ich duchy… Gwiazdy na niebie świeciły jasno. Astronomem nie jestem, coś kiedyś czytałem, ale nie mam ogromnej wiedzy. Wydawało mi się jednak, że dokładnie nade mną widnieje gwiazdozbiór Smoka. Moja głowa znajdowała się w półokręgu, złożonym z kilku gwiazd tworzących ogon smoka. Chroniły mnie lub miejsce w którym byłem. Gdy patrzyłem na kolejne gwiazdy, miałem wrażenie, że kilka z nich odpowiadało na moje zainteresowanie nimi. Migotały, albo zbliżały się do mnie.. Jan, który na ceremoniach pije małe porcje Ayahuaski, żeby pomagać innym, ale by być jednak bardziej, jak to określił ‘czuły’, mieć lepszy kontakt z duchami, podszedł do mnie ze Śpiewającą Misą i raz jeszcze przekazał mi jej energię. Czułem jak moje ciało odpręża się, jak lekko drga pod wpływem dźwięków. Chyba przysnąłem na trochę, słyszałem jak gra na instrumentach szamana, mój umysł gdzieś błądził wtedy, ale już nie pamiętam co widziałem. Gdy się ocknąłem chciałem odwiedzić we śnie moich Rodziców i kilku znajomych. Widziałem parę osób we śnie, byłem przy nich i coś im mówiłem.. Później jednak spojrzałem na zegarek, w Polsce było po 0700 i pewnie większość już była na nogach, jeśli jednak komuś się przyśniłem w środę lub czwartek, proszę niech mi dadzą o tym znać.. Moje ciało było już zmęczone i słabe. Umysł co jakiś czas uciekał gdzieś, odłączał się, ale więzy z ciałem były coraz silniejsze. Przed 0300 musiałem jeszcze raz odwiedzić toaletę, próbowałem wymiotować, ale nie było już czym. Wyczerpany ale i szczęśliwy, pożegnałem się z Janem i poszedłem spać.
Rano dużo nie rozmawialiśmy o wizjach. Każdy był zamyślony i analizował to, co zobaczył. Zjedliśmy śniadanie, trochę gawędząc o tym, co było w nocy, a później się pożegnaliśmy. Szaman powiedział, że jestem teraz oczyszczony i wzmocniony, ale energia jeszcze się nie wchłonęła. Przez kilka dni mam unikać podawania ręki innym ludziom, gdyż czasem się zdarza, że mają w sobie dużo negatywnej energii, która może się wchłonąć razem z tą, którą mi przekazał. Tradycyjnie przez kilka dni nie powinno się też pić alkoholu oraz uprawiać seksu.
Dla mnie doświadczenie z Ayahuaską było zupełnie niesamowite. Pierwszy raz zetknąłem się z czymś takim, czułem, jak umysł podróżuje gdzieś daleko, daleko, a ciało pozostaje w jednym miejscu. Czuje się silniejszy, podbudowany. Nie czułem praktycznie w żadnym momencie strachu, nie miałem nieprzyjemnych wizji, wręcz przeciwnie. Ale inna sprawa, że ostatnio jestem dużo spokojniejszy, ‘poukładany’ wewnątrz. Być może byłem przygotowany lepiej, niż inni. Francuz widziałem, że przeżywał coś niemiłego, ale nigdy nie zapytałem się go o to. Różni ludzie widzą różne rzeczy, w zależności czego chce nauczyć ich Roślina… Jedni odwiedzają odległe galaktyki, inni koncentrują się tym świecie i rzeczach realnych. Niektórzy przenoszą się do ciał różnych zwierząt w trakcie seansów i np. czują się jak wąż, który gdzieś tam niedaleko właśnie przełyka swoją ofiarę, albo ulatują w górę niczym komar wiedząc, że w każdej chwili większy drapieżnik może zakończyć ich żywot. Inni są oplątywani przez węże, w szczególno
ści Anakondę lub osaczani przez krokodyle.. Trudno to wszystko uporządkować, zebrać do kupy, wsadzić w logiczne ramy. Można wierzyć, można podchodzić do tego sceptycznie, ale tutaj w Ekwadorze nikt sobie z tego jaj nie robi.. Cieszę się, że miałem okazje odbyć moją ‘podróż’ w takim towarzystwie i pod przewodnictwem takiego szamana jak Ruiz czy pomagającego mu później Jana. Sam, bez wsparcia, raczej bym się nie zdecydował na wypicie Ayahuaski i uczulam ludzi zainteresowanych tym tematem na owych pseudo-ayahuasceros. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się nieco więcej zapraszam do komentowania, wysyłania maili, a w dziale ‘posłuchaj, to do ciebie’, zamieściłem link do dokumentalnego filmu o Ayahuasce. Dokument jest produkcji francuskiej, ale są dołączone polskie napisy. Wielu ciekawych rzeczy można się z niego dowiedzieć..
Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do tego miejsca i do usłyszenia wkrótce.
14 komentarzy to Ayahuasca – roślina, która naucza
Swietnie to opisales. Witaj w rodzinie:)
Kuba Ty wariacie.;D
i tu mi się przypomina mój ulubiony cytat o podróżowaniu:
„…podróżować to znaczy żyć. A w każdym razie żyć podwójnie, potrójnie, wielokrotnie…”!
[Stasiuk, już nie pamiętam czy w „Fado” czy w „Jadąc do Babadag”]
dzięki Kuba za ten blog! Jest niesamowity i pożeram go z prawdziwą przyjemnością!
Trzymaj się chłopie! :)
„niech Moc będzie z Tobą” i ten Dobry Anioł. Trzymaj się.
dzięki :)
Bodziek – a tam, od razu 'wariacie’.. a poza tym.. hmm.. Ciebie tu jeszcze nie widziałem :P
pzdr.
Niezle Fred! Sorry ze wyjade Ci tutaj z taka przyziemna sprawa, ale mnie bardzo zastanawialo jak Ci sie udalo taki dokladny opis zrobic:) Bo chyba nie spisywales od razu?;)
Trzymaj sie gosciu!
No Kuba, to było niesamowite!
spisałem wszystko zaraz rano, póki pamiętałem. Sporo rzeczy zostaje, ale znakomita większość rozpływa się w pamięci jak sen. Podczas całego rytuału umysł pracuje praktycznie normalnie, możesz myśleć swobodnie, nie ma się [generalnie] zaćmień, zawieszeń, nie tracisz pamięci czy świadomości, ale obrazów i informacji jest tak dużo, że nie można wszystkiego wychwycić i zapamiętać, nie mówiąc już o dokładnym opisaniu..
Jeszcze bym skromnie dodal ze jazda przypomina momentami zycie na przewijaniu przy pelnym zrozumieniu tego co sie dzieje dookola. Innym razem zawodnik czuje sie wolny jak bohater Avatara w 3D wlaczajac w to efekty specjalne.
Polecam Ayahuaske wszystkim ktorzy zdarzyli poukladac sobie w glowie podstawy na temat jak funkcjonuje Wszeschswiat podobnie jak to zrobil Kuba czytajac to i owo – odsylam do wlasciciela bloga.
Ayahuaska pozwala empirycznie doswiadczyc sens istnienia w odniesieniu do calej galaktyki. Nie polecam bez odpowiedniego duchowego przygotowania, moze sie zle skonczyc.
Zalaczam odnosnik z moich doswiadczen w Ingliszu i Spaniszu.
http://filipontheroad.com/2010/02/colombia-cali-message-from-sacred-plant.html
Zabrzmi dosc przyziemnie, ale niektorym do takich metafizycznych doswiadczen wystarczy stary dobry etanolek ;)
W kazdym razie Kuba – gratuluje odwagi (lazenie jako muchilero po tych regionach niewatpliwie tego wymaga) i prosze tam na swoje dupsko uwazac
Filip – a waszmosc jak widze zapuszcza korzonki w Kolumbii :)
DZIĘKI KUBA!
Pozdrawiam
z pewnoscia chcemy i czekamy na wiecej:)
Kuba,
Twoja relacja, niesamowicie sugestywnie opisana, robi kolosalne wrazenie. Podpisuje sie pod pytaniem Poprzednika, jak Ty to zdolales tak dokladnie i w tak fascynujacy sposób opisac? Czy to ta Roslinka tez i w tym pomogla? (wcale sie nie smieje). Gratuluje odwagi i determinacji! I „zaklinam” Cie – uwazaj na siebie!!! Masz jeszcze przecież kawal drogi!
Witek F. spotkany w Finca Magdalena (Nica)
Świetnie, że stworzyłeś takie swoje miejsce, w którym możesz to wszystko opisać.. Po pierwsze- sam dla siebie i po drugie – dla innych, którzy są ciekawi :)