Z cyklu „Wywiady z Drogi” – odcinek 1-szy – ja.
Posted on 14 sierpnia 2010
Idea jest dość prosta – przeprowadzamy ze sobą coś na kształt wywiadu. W zabawie bierze udział kilku podróżników, z których większość spotkała się osobiście gdzieś ‘po drodze’. Z propozycji przez nas podanych, a było ich około 30, wspólnie wybraliśmy zestaw 12 pytań, na które wszyscy odpowiadamy samodzielnie. Chodzi o to, żeby porównać swoje odpowiedzi z innymi, „podobnymi do nas”, jak w pewnym sensie można powiedzieć. Wszyscy jesteśmy ciekawi jak to wyjdzie. Druga sprawa to taka, że pytania są różne. Jedne osobiste, a inne takie, na które odpowiedzi mogą zainspirować innych, tych którzy jeszcze nie wyruszyli w swoją Drogę. Fajnie by było spotykać więcej Polaków! :] Co jakiś czas, każdy z nas, biorących udział w zabawie, będzie zamieszczał na swoim blogu pięć pierwszych odpowiedzi innych podróżników i odsyłacze do ich blogów, gdzie będzie znajdowała się całość wywiadu. Dla czytelników każdego z ‘dzienników’ jest to okazja na poznanie sylwetek innych ‘Wędrowców’, a także poznania ich zdania na pewne sprawy. Tak czy inaczej mamy nadzieję, że będzie interesująco, a po drodze, nowe napotkane osoby będą włączać się do zabawy. Być może za jakiś czas powstanie kolejna „edycja”? Na razie jednak rozpoczynamy w stosunkowo wąskim gronie i zobaczymy jak wyjdzie. Pomysłodawcą całej akcji jest Filip, a jako że jestem najmłodszy z całego towarzystwa, to wyszło, że ja mam zacząć… :)No to zaczynam!
1. Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania?
To trochę dziwne pytanie.. Prawdę mówiąc nie byłem jeszcze ‘wszędzie’ (‘…ale jest to na mojej liście’ :]’) jednak wydaje mi się, że w całym tym ‘podróżowaniu’ chodzi o to, żeby odwiedzać miejsca, w których się właśnie jeszcze nie było. Oczywiście każdy z nas ma jakieś swoje ulubione miasta, pasma górskie, plaże, wioski – miejsca, które dobrze mu się kojarzą, do których chciałby wrócić, ale przynajmniej w moim przypadku, nie ma takiego kraju, bez którego nie wyobrażam sobie podróżowania… Że ‘gdzieś’ mogłoby nie istnieć. Pytanie zostało jednak postawione, więc odpowiem na nie w ten oto sposób – pierwszym krajem byłaby chyba Rumunia. Tam, kilka lat temu, pojechałem na jeden z takich pierwszych, dłuższych wypadów, który można by było określić mianem ‘backpackerskiego’. Z przyjacielem, we dwójkę jeździliśmy autostopem praktycznie po całym państwie, chodziliśmy po górach i spaliśmy na plażach. Plany modyfikowaliśmy w zależności od sytuacji, czasem kogoś spotykaliśmy kto do czegoś nas przekonywał, a czasem po prostu rzucaliśmy monetą by podjąć jakąś decyzję. Niby z określoną datą powrotu ale szukając przysłowiowego diabła tam, gdzie istniała szansa, że mógłby powiedzieć nam ‘dobranoc’.. Drugim krajem, byłoby Peru. Żałowałbym chyba, gdybym nigdy nie odwiedził tego miejsca. To było spełnienie moich wyobrażeń o podróżowaniu w Ameryce Południowej – trudno dostępne górskie wioski, jazda na pakach pickupów po zakurzonych, górskich drogach, długa Panamericana w pustynnych klimatach, którą ‘przesiedziałem’ w szoferkach ciężarówek, a do tego niesamowity folklor i kolory, których się nie zapomina. Było wszystko, o czym marzyłem, czego pragnąłem doświadczyć na tym kontynencie. I mimo, że jest to teoretycznie bardzo turystyczny kraj, to ja odnalazłem tam naprawdę dużo autentyczności. Ostatni, trzeci kraj to Polska. Gdyby nie to, że mam silne cechy ‘polskiego’ charakteru, że umiem ‘kombinować’ jak Polak, że się tam wychowałem, że miałem okazję nauczyć się tego, co umiem, spróbować się w różnych warunkach, jeździć od morza, przez jeziora, puszcze, bagna aż po góry.. Gdyby nie to, to prawdopodobnie moja podróż nie wyglądałaby tak, jak wygląda.
2. Co jest dla Ciebie najważniejsze w podróżowaniu?
Najważniejszy, oprócz własnej przyjemności, dla mnie jest kontakt z ‘lokalsami’ i choć śladowa wiedza o historii i tradycji miejsca, po którym podróżuje. Bez tego kontekstu, uważam, że doznania nie są pełne. Wiele rzeczy można przeoczyć, nie zrozumieć pewnych zachowań, popełnić jakiś błąd, który może wiele kosztować. Zauważyłem, że wielu podróżników nie przywiązuje do tego uwagi. Obchodzą ich tylko atrakcje turystyczne – zobaczyć coś, zrobić zdjęcie, móc powiedzieć, że „się było”. Dla mnie najciekawszymi atrakcjami są miejsca z dala od innych turystów, gdzie ludzie są nieprzyzwyczajeni jeszcze do ich częstego widoku. Najczęściej wtedy można doświadczyć ich gościnności, porozmawiać z nimi szczerze, zaprzyjaźnić się i dowiedzieć się o rzeczach, których nie wyczyta się w żadnym przewodniku. W obecnej podróży zacząłem sobie też cenić to, że mam czas. Że nie pędzę gdzieś na złamanie karku tylko po to, bo za dwa dni mam zorganizowaną wycieczkę w innym miejscu, a za 5 dni muszę wsiąść w samolot. Mogę zostać gdzieś dłużej, nawiązać bliższe znajomości z innymi podróżnikami czy miejscowymi i nie mam uczucia, że marnuje czas stojąc czwartą godzinę przy drodze z wyciągniętym kciukiem. Jestem wolny, może nie od wszystkiego i w zupełności, ale mając czas, rzeczywiście wiele rzeczy schodzi na drugi plan. Podoba mi się ta „wolność”.
3. Jak długo się przygotowywałeś przed wyprawą?
Nie lubię słowa „wyprawa” w odniesieniu do mojej podróży. uważam, że nie jest ona „wyprawą” i nigdy jej tak nie nazywam. Ale przygotowania oczywiście były. Pomysł o wyjeździe narodził się na trzy lata przed wyruszeniem, choć już jakieś myśli o „podróżowaniu” oczywiście krążyły mi po głowie od 15 roku życia. Pomysły z czasem się zmieniały, ale wiedziałem, że chce wyruszyć w trakcie studiów. Sporo czytałem, ale nie były to konkretne przygotowania do wyjazdu. Ten etap można by było chyba nazwać mentalnymi przygotowaniami. Właściwe preparacje zaczęły się tak naprawdę po podjęciu ostatecznej decyzji, że jadę, a miało to miejsce mniej więcej na pół roku przed opuszczeniem domu. Miałem wsparcie kolegi, z którym wyruszyłem z Polski stopem na zachód. Podzieliliśmy się w niektórych zadaniach, dzięki czemu każdy z nas miał trochę mniej na głowie. A ja w tym czasie na głowie miałem wiele innych spraw, spośród których najwięcej czasu pochłaniało mi pisanie pracy licencjackiej i zaliczenie egzaminów przewodnickich. Generalnie jednak można powiedzieć, że funkcjonowałem normalnie. Najgorętszy okres to dwa ostatnie miesiące przed podróżą. Wtedy wszystko nabrało tempa. Większość rzeczy tak naprawdę miałem już od dawna w posiadaniu, ale sporo gadżetów trzeba było dokupić – kłódeczki na plecak, nowy kompas, wodoodporne ziplacki, skarpety trekingowe, rękawiczki. Z większych zakupów to nowe buty, obiektyw do lustrzanki… Na trzy miesiące przed wyjazdem zacząłem się szczepić. Wtedy jeszcze nie wiedziałem gdzie mnie rzuci, może to będzie tak jak zakładałem na starcie Ameryka Łacińska, a może już Azja lub środek oceanu. Chciałem być możliwie najlepiej przygotowanym. Nie mając konkretnych planów niestety trzeba być bardzo elastycznym, jeśli chodzi o dobór sprzętu. Nie można wziąć za dużo ciepłych rzeczy, jeśli się przypuszcza, że większość czasu spędzi się w upałach. Z drugiej strony na morzu czy w górach bez ciepłych ubrań się nie obędzie. Plecak pakowałem kilka razy sprawdzając co się najlepiej składa, dobierając to i odrzucając tamto, próbując wybrać uniwersalny zestaw. W końcu udało się zmieścić w 18kg. Na trzy tygodnie przed „dniem 0” pozakładałem konta w bankac
h, zamówiłem karty płatnicze i czeki podróżne. Później to już tylko zalaminować kopie dokumentów, odebrać wizę do USA i…ruszyć. Krótko można powiedzieć, że przygotowałem się tak naprawdę trzy miesiące.
4. Co Cię wkurwia?
Prawdę powiedziawszy, to nic. Moja podróż z założenia miała być wędrówką w głąb siebie, chciałem poznać swoje słabości, uporać się z nimi. Odmienić swoje postrzeganie świata, poszerzyć horyzonty, spojrzeć na wszystko z innego punktu widzenia. Zgłębić nowe nurty filozoficzne i odpowiedzieć sobie na pytania – co chce robić w życiu, jak osiągać wyznaczone cele, czym się kierować w życiu. Dlatego nazwałem moją podróż ‘grandtour’, nawiązując do średniowiecznej, europejskiej tradycji podróżniczej. Po drodze poznałem kilku ludzi, którzy poprzez rozmowy ze mną otworzyli mi zupełnie nieznane wcześniej drzwi. Zainspirowali mnie, podsunęli kilka książek. W toku dalszego podróżowania, sprawdzania i testowania kolejnych poznawanych przeze mnie uniwersalnych praw, przyswajałem sobie pewną wiedzę. Dziś stosuje wiele z tych prawd na co dzień, w każdym momencie, w każdej sytuacji. Nie jestem ani oświeconym mędrcem, ani fanatykiem, ale czuje się odmieniony w jakiś sposób. Dobrze mi ze sobą, z tym, jaki się stałem podczas tej podróży. Jedną z rzeczy, którą osiągnąłem, jest umiejętność oczyszczania umysłu z negatywnych energii i myśli, jakie się w nim pojawiają. Większość w ogóle mnie nie ‘trafia’. Czuje jakąś harmonię w środku, spokój. Negatywne emocje po prostu nie służą niczemu i staram się ich unikać. Dlatego nie wkurwiam się, gdy stoję kilka godzin przy autostradzie, otrząsnąłem się szybko po rabunku w Boliwii i nie koncentruje się na tym, że w autobusie miejskim obok mnie stoi zgryźliwa babcia i depcze mi po nogach…
Jeżeli coś mnie irytuje to może jedynie to, że z turystyki zrobiono dziś nieprawdopodobny biznes. Podróżowanie jest łatwe, są hotele dla backpackerów, agencje turystyczne oferujące setki wycieczek w różne miejsca, a na ulicy w wielu miastach jest się chodzącym banknotem tylko dlatego, że ma się białą skórę i plecak na grzbiecie. Wszystko jest takie proste – masaż, ‘wyprawa’ do dżungli, lot awionetką? Nie ma sprawy, tylko zapłać. Najlepiej kartą mastercard. Z jakimś dziwnym szacunkiem i może trochę z tęsknotą słucham opowieści o starych podróżnikach, którzy jeszcze 30 lat temu odwiedzali te same miejsca, ale w zupełnie innym stylu. Nie ukrywam, że próbuje szukać swojego własnego stylu podróżowania, który byłby podobny do tego sprzed lat, ale wszystkiego nie da się mieć. Zawsze jest coś za coś. Jest Internet, który ułatwia życie, bankomaty, przewodniki. I zawsze już się jest gringo – potencjalnym klientem, potencjalną ofiarą napaści czy kradzieży. Nic nie jest czarne albo białe, ale zdarza mi się, że z irytacją patrzę na ulicznych naganiaczy oferujących mi coś po ‘specjalnej’ cenie, wołających za mną „Amigo”.. Pytanie tylko, czy bardziej ten fakt, że jestem „gringo”, irytuje mnie czy też ich?
5. Za czym tesknisz najbardziej?
Za ludźmi, których zostawiłem w kraju. Za rodziną, przyjaciółmi. Za wspólnymi wypadami w góry, na żagle, polskim browarem (ew. wódką) w dobrym towarzystwie. Za rozmowami z osobami, którym mogę powiedzieć znacznie więcej, niż jestem w stanie wyrazić w jakimkolwiek języku. Bo tu nie rozchodzi się o wiek, język czy kolor skóry. Tu chodzi o wychowanie, wspólnie przeżyte chwile, które są jakąś dodatkową płaszczyzną porozumienia. To jest to, że kiedy rzucam tekst z Chłopaki nie płaczą, Misia albo z jakiegoś innego kultowego filmu, to wiem, że zostanę tak samo zrozumiany. Tęsknie też za moimi treningami siatkarskimi, wspinaniem, skitourami. Ale nie pęka mi z żalu serce. Bo wiem, że liczy się ‘tu i teraz’ i że ‘jeszcze będzie czas’ na wszystko.
6. Jak sobie poukładałeś sprawy z praca, kariera, z luka w CV?
Nie poukładałem.. :] Kariery zawodowej nigdy nie miałem. Studia przerwałem po obronie tytułu licencjata. Początkowo plan był taki, że wracam po roku przerwy na studia, ale teraz? Teraz widzę, że to może poczekać. Magisterka zrobiona w Polsce to rzecz dość powszednia. Zobaczyłem, że na świecie da się żyć godnie i bez tego papierka. Oczywiście studia lubiłem i myślę, że prędzej czy później, w ten czy inny sposób, zdobędę wyższe wykształcenie. Ale w momencie wyjazdu, a może nawet wcześniej jeszcze, przestałem biec za tym, co nazywamy właśnie ‘karierą’. Wierzę, że wszystko się ułoży tak, że będę miał pracę, z której będę zadowolony i która będzie pozwalała mi realizować moje marzenia, która nie będzie mnie ograniczać.. Marzenia dzieciaka nie znającego realiów? Być może. Powiecie – nadzieja matką głupców? A ja odpowiem – Cóż, chyba nigdy nie zmądrzeje. Ale sam fakt, że ‘wyrwałem’ się w tym wieku, uważam, że daje mi sporo. Nie tylko w kategorii rozwoju osobistego, ale także na rynku pracy. Każdy ma swoją ścieżkę. Sęk w tym, że nie każdy wie, dokąd idzie. A jeśli nie wiecie dokąd zmierzacie, to prawdopodobnie każda droga Was tam zaprowadzi. Pytanie tylko, czy to będzie naprawdę to, czego chcieliście. Ja też nie wiem, gdzie dokładnie wiedzie moja droga, ale podczas tej podróży wydaje mi się, że poznałem mój kierunek. I wiem też, że mogę go zmienić, gdy uznam to za stosowne. Czasem po prostu trzeba uwierzyć.
7. Jak przełamać strach i obawy przed samotna wyprawa?
Samotny wyjazd to coś, co nie jest dla wszystkich. Każdy przeżyje dzień, dwa w samotności i nie odczuje żadnego dyskomfortu z tego powodu. Ale przeżyć miesiąc, dwa? Rok? Nie mam recepty na przełamanie obaw każdej osoby. Wszyscy się różnimy, każdy z nas ma inne obawy i inne predyspozycje, cechy charakteru. Najpierw należy sobie odpowiedzieć na pytanie – czy rzeczywiście chcemy sami podróżować? Jeśli nie chcemy, ale nie mamy z kim jechać to nic straconego. Na świecie są tysiące samotnych ludzi w drodze, którzy chętnie też by chcieli z kimś dzielić trudy i przyjemności podróżowania. Wyjdź z domu, zostaw te fora i blogi internetowe, przestań myśleć, że ‘im to dobrze, a ja nie…‘ -coś tam. Jeśli jesteś gotów – ruszaj, a na pewno spotkasz ludzi, jeśli tylko tego pragniesz. A jeśli chcesz podróżować samotnie ale się boisz? Cóż, dobra wiadomość jest taka, że każdy się boi. Jeden mniej, drugi bardziej. Jeszcze nie spotkałem ludzi nieustraszonych. Spotkałem jednak takich, którzy nauczyli się z tym strachem walczyć. Co więcej, oni wygrywają. I Ty też się nauczysz, może nie od razu, ale pamiętaj, że najbardziej wartościowe rzeczy to takie, które przychodzą z trudem. Gdy znalazłem się w Meksyku na początku mojej podróży, sam, bez znajomości hiszpańskiego, też miałem chwile zwątpienia. Każdy napotkany człowiek był potencjalnym złodziejem, wszyscy się na mnie patrzyli wrogo, w dodatku od razu zabłądziłem w nieodpowiedniej dzielnicy miasta. Ale wystarczyło kilka dni, parę podstawowych zwrotów, uśmiech na twarzy i świat wyglądał inaczej. Ufaj przeczuciom, ale nie wpadaj w paranoję. Świat jest piękny.
8. Od czego zacząć?
Zacznij od pytań. Czy podróżować chcesz naprawdę, czy jest to rzeczywiście to, co Cię interesuje? Czy jesteś gotów zrezygnować z wielu swoich przyzwyczajeń, z ciepłego prysznica codziennie rano, najlepszej kawy, czy jesteś w stanie zamienić wygodne domowe łóżko na śpiwór lub wczorajszą pościel w tanich hotelach? Sposobów na podróżowanie jest wiele, określ ten, który najbardziej by Ci odpowiadał. O wczasach z biurem podróży opowiadać nie będę, bo się na tym nie znam. Chcesz być backpackerem< /em>? Sprzedaj niepotrzebne rzeczy na allegro. Sprzedaj walizkę i kup porządny plecak, jeśli nie masz jeszcze. Będziesz na nim siadał, moczył go w deszczu, wrzucał do luków bagażowych a przede wszystkim nosił na plecach. Jeśli nigdy nie chodziłeś z plecakiem – pójdź w góry na kilka dni, oswój się z nim. Potem małe wyjazdy – zobacz czy Ci się podoba taka forma turystyki. Pojedź na tydzień gdzieś z nim. Zamiast na ‘wyprawę do Egiptu’ z biurem turystycznym przeznacz tydzień na włóczenie się np. po Ukrainie. Tam znajdziesz egzotykę, która w Europie Zachodniej jest już rzadko spotykana. Nawet nasza ściana wschodnia oferuje wiele dla niezależnych „włóczykijów”. Marzysz o dalekich podróżach, ale inaczej spojrzysz na wiele rzeczy, gdy przekonasz się, że już za przysłowiowym płotem, przeżyć można niesamowite przygody. Sprawdzisz się też w warunkach, których prawdopodobnie nigdy wcześniej nie doświadczyłeś, zobaczysz co lubisz, a czego nie. Potem policz pieniądze. Z doświadczenia wiem, że tworzenie budżetów dziennych jest dobre, ale raczej w celach orientacyjnych. Podróżowanie ma być przyjemnością, a nie liczeniem każdego grosza. Odmówienie sobie piwka wieczorem w gronie nowo poznanych znajomych czasem może niekoniecznie być najlepszym rozwiązaniem, tak samo jak spanie w namiocie i brak prysznica przez miesiąc. Pocieszę Was, że są kraje, gdzie za 5 dolarów można przespać się w prywatnym pokoju i zjeść jeszcze obiad za to, a można pewnie i jeszcze taniej.. Ale najważniejsza moim zdaniem jest po prostu to postanowienie – jadę. Potem zacznie samo Ci wszystko się układać. Działaj konsekwentnie, a spełnisz marzenia, nie w tym roku, to w następnym.
9. Kiedy wracasz?
Wyruszyłem w drugiej połowie października 2009. Pierwotny plan zakładał, że w kraju będę w sierpniu, a w październiku rozpocznę studia magisterskie. Myślałem, żeby przejechać Amerykę Południową, teleportować się do Azji i wrócić od wschodu do domu. Szybciej, szybciej – do nikąd, jak mawia mój Ojciec. Jednak dla mnie podróżowanie to m.in. gotowość do zmiany planów. No i zmieniłem. Azja poczeka, bo na początku sierpnia tego roku byłem jeszcze w Boliwii, niezmiennie z zamiarem dotarcia do Ushuaia, ‘ostatniego’ miasta na południowej półkuli. W tej chwili sądzę, że do Polski wrócę nie wcześniej niż w styczniu 2011. No ‘chyba, że będzie inaczej’… :) [za te słowa też dziękuje temu Komuś]
10. Najbardziej nieprawdopodobna historia z twojej podróży?
Oj, dużo było takich. Rytuały z grupą Majów na szczycie liczącego ponad 4tys metrów n.p.m. wulkanu w Gwatemali, spotkania Rodaków po drodze – w Nikaragui, na łódce w Panamie, w Kolumbii czy niemal cały ‘polski zlot’ w La Paz, ceremonia Ayahuaski, jazda na nartach w Andach, 10 dni medytacji podczas kursu Vipassany, zupełnie kosmiczne chwile z ludźmi w każdym kraju, pijackie tańce na chodnikach i ulicach itd… Gdyby ktoś przed wyruszeniem powiedział mi, że będę doświadczał takich historii, to bym popatrzył na niego jak na wariata i powiedział – ‘stary, takie rzeczy, to tylko w erze…’ A jednak. Bazując na niektórych moich wspomnieniach mógłbym pewnie napisać scenariusz do jakiegoś filmu pt. ‘Dziwne historie z drogi’. Były też takie momenty, które pamiętam jakby były jakimś magicznym snem, niezrozumiałym ciągiem pozornie przypadkowych zdarzeń. Jeszcze inne są ‘nieprawdopodobne’ tylko dla mnie, gdyż nauczyłem się postrzegać pewne rzeczy, na które większość nie zwróciłaby uwagi. Nie prowadzę żadnego rankingu, ale chyba to dobre miejsce by przytoczyć jedną z ostatnich takich ‘niesamowitych’ historii, która zdarzyła się nie dalej jak dwa tygodnie temu. To było w Chile, stałem już trzecią godzinę na Panamericanie, pod miastem Coquimbo, 450 km na północ od Santiago. Zmierzchało, zbliżała się noc i powoli rozglądałem się za miejscem na rozbicie namiotu gdzieś w krzakach.. Nagle zatrzymał się samochód – czarny, sportowy suw, taki, o jakich myślałem, że fajnie by było nimi się przejechać – szybko, ciepło i wygodnie. Momentalnie złapałem dobry kontakt z jednym z dwóch kierowców. Horacio był muzycznym samoukiem i potrafił grać na wielu instrumentach. Jedną ręką prowadził, a drugą trzymał moją harmonijkę, na której akompaniował do klasycznych rockowych hitów w stylu hotelu Kalifornia lecących z radia. Opowiadałem o swojej podróży i o tym, jak tydzień wcześniej w Boliwii zostałem okradziony w pędzącym samochodzie przez szajkę trzech facetów, z których jeden podawał się za policjanta. Horacio otworzył skrytkę i wyjął z niej fabrycznie zapakowane pudełko z nowiutkim telefonem komórkowym – to dla Ciebie. Rozmawialiśmy o równowadze na świecie i dobrych uczynkach, które wracają do nas. Minęliśmy Santiago. Było po 23.00 gdy zaprosił mnie do swojego rodzinnego domu, gdzie poznałem jego trójkę dzieci i żonę. Po pysznej kolacji zawiózł mnie do luksusowego motelu na godziny i zapłacił za całą noc. Spytał się jeszcze, czy nie chce ‘jakiejś’ dziewczyny, ale uznałem to za żart :] Rano przyjechał po mnie, zjedliśmy w jego domu śniadanie i razem z żoną odwiózł mnie na terminal autobusowy, gdzie kupił mi doładowanie i chip aktywacyjny do komórki, bilet na kolejne 350 kilometrów drogi i jeszcze do kieszeni ‘na wszelki wypadek’, pomimo moich protestów, wcisnął 40 USD… Zupełnie obcy człowiek…
11. Najbardziej ‘magiczne’ miejsce, w którym byłeś i dlaczego?
I znów muszę powiedzieć, że takich miejsc było wiele, zarówno w Polsce jak i w innych krajach, które odwiedziłem. Ale ograniczę się w tym pytaniu tylko do aktualnej podróży. W niej również było kilka miejsc zupełnie niesamowitych i wybranie jednego byłoby niemożliwe. W Ameryce Centralnej takim miejscem były okolice Jeziora Atitlan w Gwatemali. Pomimo całej komercji tam obecnej udało mi się trafić przez pomyłkę do wyjątkowej knajpy. Była to raczej nie odwiedzana zbyt często przez klientów izba prywatnego domu w malutkiej wiosce nieco na uboczu głównych szlaków. Gospodynią była staruszka odziana w tradycyjne, kolorowe tkaniny, o wyjątkowo przejmujących oczach i głębokich zmarszczkach na twarzy. Na ścianach i podłodze wyryte były magiczne symbole Majów. Kobieta, pamiętam, wtedy zrobiła mi yerbe mate i pomimo mojej ówczesnej słabej znajomości języka hiszpańskiego, próbowała, na moją prośbę, wytłumaczyć mi znaczenie owych symboli. Po izbie natomiast leniwie przechadzały się czarne koty… brr… W Santiago de Atitlan zaś byłem świadkiem składania darów i proszenia o łaski drewnianej figury Maximona. W usta wkładano jej palące się papierosy, a szaman wraz z ‘petentem’ leżeli na płask praktycznie przed nią. Wizyta była o tyle ciekawsza, że ktoś z ‘miejscowych’ zaprowadził mnie do raczej niedostępnej dla turystów cofradii, gdzie również miały miejsce tajemnicze obrzędy. Niestety nie pozwolono mi robić zdjęć wtedy. W obu tych miejscach czułem magię. Magiczną atmosferę udało mi się wyczuć też kilka razy w górach, tak jak wtedy z Majami na szczycie Tajamulco czy kilka razy obserwując samotnie wschody i zachody słońca w Andach w Kolumbii i Peru. Zupełnie inną aurę czarów miały natomiast przestrzenie Salaru de Uyuni, które przemierzałem przez trzy dni na piechotę. Tam wprowadzałem się w trans podczas marszu, a wielokąty utworzone z soli na powierzchni pustyni tworzyły przed moimi oczami zupełnie niesamowite, iluzoryczne wręcz wzory. Był to jeden z bardziej niesamowitych krajobrazów, w jakich miałem okazję przebywać. Magiczne, bez dwóch zdań, było także miejsce, gdzie piłem ayahuaskę. Było to w Ekwadorze, w okolicach miasteczka Tena. Tam jednak, na skraju dżungli, wszystko było przesiąknięte potężną magi
ą i wierzeniami szamanów. To właśnie tam, po raz pierwszy, podróżowałem między wymiarami. Ale czasem magię można odnaleźć w każdym miejscu, nawet zupełnie zwyczajnym, jeśli tylko umie się odpowiednio patrzeć…
12. Gdybyś chciał sobie zadać jedno pytanie i na nie odpowiedzieć jakie by to było?
Gdybym chciał zadać sobie pytanie i na nie odpowiedzieć, to brzmiało by ono mniej więcej tak: Jak zarabiać pieniądze, które umożliwiałyby dostatni byt dla Ciebie i Twojej rodziny, robić w życiu to, co się lubi, mieć super kontakt ze wszystkimi najbliższymi przyjaciółmi, generalnie żyć po swojemu i być szczerze szczęśliwym? Niestety, nie umiem jeszcze na nie odpowiedzieć… Ale liczę, że to się wkrótce zmieni! Mam już nawet pewne pomysły… :]
I to już wszystko! :] W następnym odcinku inny Podróżnik odpowie na te same pytania. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, zachęcam do polemiki, dyskusji itd itp. :)) pozdrawiam serdecznie!
5 komentarzy to Z cyklu „Wywiady z Drogi” – odcinek 1-szy – ja.
Przeczytalam wywiad, bardzo fajny.
Podoba mi się Twoja wypowiedz na temat tego co Cię irytuje w dzisiejszej turystyce i łatwości podróżowania. Zgadzam się w 100%.
Widzę, że wizja powrotu się powoli oddala… :)
Co do tęsknoty za krajem to „nie mazgaj się, chłopaki nie płaczą” :)
Szerokiej!!!
hola, Ciekawie napisane, z wieloma rzeczami sie zgadzamy co napisales, nie wracaj szybko, magister poczeka, a zreszta po co ci to :-)pozdro…
i&k
my to licencjaci
Konkretnie, ciekawie i z jajem.Takich ludzi cenić.
Fascynujące!
Czytając podobne wywiady czuję, że nie tylko ja jestem taka zagubiona na tym świecie. Nie tylko ja poszukuje czegoś głębszego, nieokreślonego pozwalając sobie na pozostawienie wygodnictwa, materialności. Dotychczas na własna rękę (autostopem) zwiedzałam jedynie nasz piękny kraj i są to niezapomniane przygody. Przyznam, że inspiracją do przemyśleń i wreszcie konkretnego działania stały się dla mnie reportaże Ryszarda Kapuścińskiego. Zazdroszczę takiej odwagi, wszystkich przygód pozostaje mi tylko życzyć powodzenia:)